Strona główna Blog Strona 38

Ponad milion metrów kwadratowych za ponad półtora miliarda euro. Dentons i Clifford Chance w olbrzymiej transakcji magazynowej

Logistycznemu gigantowi Prologis doradzała kancelaria Clifford Chance. W projekt zaangażowani byli prawnicy z biur w Londynie, Paryżu, Amsterdamie, Frankfurcie, Madrycie, Mediolanie, Warszawie, Brukseli i Luksemburgu. Całość prac nadzorował Alis Pay, partner współzarządzający globalną praktyką nieruchomości Clifford Chance. Z polskiego biura kancelarii przy tej transakcji pracował zespół kierowany przez partnera Daniela Kopanię, w skład którego wchodzili Katarzyna Pączek, Tomasz Walerowicz, Joanna Kuźmińska Agata Parys, Oliwia Hutnik i Katarzyna Kuchta. 

Sprzedającej olbrzymi portfel magazynowy firmie Crossbay, która jest jedną z największych platform logistycznych w Europie, doradzali prawnicy kancelarii Dentons. W biurze w Warszawie transakcję prowadziła partner Monika Sitowicz, a wspierała ją Weronika Nowosielska. W projekt zaangażowani byli także prawnicy Dentons z biura w Luksemburgu. 

128 budynków i 6 inwestycji w trakcie budowy, które były przedmiotem transakcji zlokalizowane są w siedmiu krajach Europy przy dużych miastach, to jest: 

  • Włochy (Rzym i Mediolan);
  • Holandia (Amsterdam i Rotterdam);
  • Hiszpania (Madryt i Barcelona);
  • Niemcy (Norymberga i Berlin);
  • Francja (Paryż);
  • Belgia (Bruksela);
  • Polska (Łódź).

W sumie przedmiotem transakcji była powierzchnia 1,14 miliona metrów kwadratowych. 

Ta transakcja pokazuje, że nieustannie jesteśmy w stanie oferować naszym klientom wysokiej jakości lokalizacje logistyczne na terenach miejskich. W pobliżu gęsto zaludnionych obszarów kreujemy możliwości, które wykraczają poza same nieruchomości i przyczyniają się do rozwoju naszych klientów – podkreśla w komunikacie Ben Bannatyne, prezes Prologis w Europie. – Wraz z ciągłym rozwojem handlu elektronicznego lokalizacje przy ośrodkach o wysokiej populacji stają się coraz ważniejsze dla klientów – dodaje.

Kancelaria MFW Fiałek doradzała norweskiemu koncernowi Orkla przy przejęciu sieci pizzerii Da Grasso

Orkla ASA nabył 74% udziałów w sieci Da Grasso. Transakcja, oprócz nabycia udziałów obejmuje reinwestycję dotychczasowych udziałowców Da Grasso w spółkę holdingową będącą jedynym właścicielem Da Grasso. Zamknięcie transakcji uzależnione jest od uzyskania zgody Prezesa UOKiK na koncentrację.

Doradztwo zespołu kancelarii MFW Fiałek obejmowało między innymi przeprowadzenie badania due diligence, strukturyzację transakcji, przygotowanie i negocjacje dokumentacji transakcyjnej, przeprowadzenie podpisania i zamknięcia transakcji oraz sporządzenie wniosku i postępowanie przed Prezesem UOKiK.

Transakcję prowadził partner Mirosław Fiałek, przy wsparciu counsela Rafała Siemieńca. W skład zespołu transakcyjnego weszli także senior associate Mateusz Mazurkiewicz, associates Grzegorz Policht, Paweł Siwiec, Wojciech Lichterowicz i Mateusz Więckowski oraz junior associate Adrianna Kłoda-Szczesna. 

Orkla ASA jest norweskim koncernem z siedzibą w Oslo działającym w regionie krajów nordyckich, Europie Wschodniej, Azji i USA. Obecnie Orkla działa w segmencie markowych dóbr konsumpcyjnych, rozwiązań aluminiowych i inwestycji finansowych. Orkla ASA jest notowana na norweskiej giełdzie papierów wartościowych. Na dzień 31 grudnia 2021 roku, Orkla zatrudniała 21 423 pracowników. Obrót Grupy w 2021 roku wyniósł 50,4 mld NOK.

Da Grasso to polska sieć restauracji, specjalizujących się w daniach kuchni włoskiej, w szczególności pizzy. Pierwsza pizzeria Da Grasso powstała w 1996 roku w Łodzi. W 2021 roku sieć liczyła ponad 200 lokali w blisko 150 miastach Polski, najwięcej spośród obecnych w Polsce sieci pizzerii. Lokale sieci działają na zasadzie franczyzy.

Artykuł powstał we współpracy z kancelarią MFW Fiałek.

Kancelaria MFW Fiałek doradzała w wielkiej fuzji szkół językowych

Prawnicy MFW Fiałek doradzali Tutore Poland jednemu z liderów w branży edukacyjnej w Polsce przy procesie połączenia z siecią szkół Profi Lingua oraz przejęciu spółki LangMedia. W efekcie tych transakcji powstała największa firma na rynku nowoczesnej edukacji. 

Połączona firma będzie obsługiwać około 100 000 klientów we wszystkich segmentach rynku i zatrudni ponad 2 tys. nauczycieli. W ofercie znajdą się zarówno kursy online, jak i tradycyjne.

Jak poinformowano w komunikacie firm, Tutore Poland szacuje sprzedaż w 2023 roku na poziomie 130 mln zł, a w połączeniu z LangMedia na poziomie 160 mln zł.

Kompleksowe doradztwo prawne w transakcji obejmowało w szczególności przeprowadzenie badania prawnego spółek oraz przygotowanie i wynegocjowanie dokumentacji transakcyjnej, w tym umów sprzedaży udziałów oraz umowy wspólników.

Pracami zespołu transakcyjnego kierował partner Mirosław Fiałek. Ponadto w skład zespołu weszli: Paweł Siwiec – Associate, Wojciech Lichterowicz – Associate, Mateusz Więckowski – Associate, Grzegorz Policht – Associate oraz Adrianna Kłoda-Szczesna – Junior Associate.

Artykuł powstał we współpracy z MFW Fiałek.

Bonusy dla innowatorów w SSW. Kancelaria sfinansuje projekty legaltech oraz taxtech swoich pracowników i podzieli się z nimi zyskami 

Jak wyjaśnia Michał Rakowski, manager w zespole Innovation & Technology SSW, program bonusowy stworzono w formule, która nie tylko pozwala zainteresować i zaktywizować współpracowników, ale również skutecznie zachęcić ich do związania się z kancelarią na dłuższy czas. – Przewiduje ona, że współpracownik otrzymywać będzie bonus przez cały czas trwania jego współpracy z SSW, w wysokości uzależnionej od przychodów i znanych, ustalonych w biznes planie projektu kosztów, bez żadnych warunków pisanych tzw. małym druczkiem. Przy tak przyjętych, prostych i przejrzystych założeniach, jestem przekonany o tym, że program ten ma szansę stać się sztandarowym benefitem SSW i przyciągać osoby, które dzięki swojemu zaangażowaniu i pomysłowości nie tylko zrealizują swoje wizje, ale też sfinansują mniejsze i większe marzenia – podkreśla Michał Rakowski. – W naszym mniemaniu digitalizacja to podstawa. Nie tylko z założenia usprawnia działalność firmy, ułatwia funkcjonowanie, czy oszczędza czas, ale zdecydowanie wpływa na uzyskanie przewagi konkurencyjnej. W dzisiejszym świecie nikt nie ma co do tego wątpliwości – dodaje dyrektor HR kancelarii SSW Sylwia Legucka-Kosydar. 

Każdy pomysł  zgłoszony przez współpracowników SSW jest w pierwszej fazie wstępnie weryfikowany przez zespół Innovation & Technology, a następnie kierowany do fazy warsztatowej, gdzie w procesie design thinking (również przy wiodącym udziale zespołu I&T) powstaje produkt. Następnie jest on ostatecznie prezentowany zarządowi i poddawany ocenie. – Zasadą jest, że zgłoszenia innowatorów obsługiwane są priorytetowo. Tak aby po pierwsze podkreślać dynamikę z jaką mamy ambicje działać, a po drugie, aby pomysłodawca od razu dostał feedback, wiedział, że organizacja jest zainteresowana i „zaopiekowała się” tematem – mówi Michał Rakowski. 

Zespół Innovation & Technology, który razem z działem HR odpowiada za realizację programu bonusowego dla innowatorów to zespół, w którym pracują specjaliści o różnych kompetencjach, pozwalających na efektywne zarządzanie projektami informatycznymi na każdym etapie, a także optymalizowanie i automatyzację procesów biznesowych. W razie konieczności, oprócz wewnętrznych programistów, zespół współpracuje także z dostawcami zewnętrznymi – softwarehouse’ami.  Zespół I&T zorganizowany jest wokół dwóch obszarów – wewnętrznego i zewnętrznego. Pierwszy, kierowany przez Krzysztofa Zielińskiego, ma na celu utrzymanie, aktualizację i rozbudowę rozwiązań technologicznych wspierających usprawnienia wewnętrznych procesów. Drugi natomiast, zarządzany przez Michała Rakowskiego, nastawiony jest na poszukiwanie, analizę i w dalszej kolejności rozwój produktów technologicznych w zakresie prawa i podatków, mogących wspierać klientów SSW.

Program Enhancing Innovation działa od połowy sierpnia.  Zgłoszono już 16 koncepcji projektowych. Spośród nich, jedna przeszła pełen proces design thinking i po pozytywnej decyzji zarządu, jest obecnie w fazie konsultacji z dostawcami, którzy będą realizować prace programistyczne. Kolejne dwie oczekują na finalne potwierdzenia założeń i zostaną przedłożone do oceny. Cztery propozycje zostały skierowane do wewnętrznej realizacji, natomiast pozostałe znajdują się w fazie warsztatowej.

Daniel Jastrun, dotychczasowy partner praktyki M&A Maruta Wachta, dołączył do LegalKraft

0

Daniel Jastrun od 25 lat doradza w obszarze prawa IT oraz fuzjach i przejęciach ze szczególnym uwzględnieniem nowych technologii i biznesu cyfrowego. Od kilkunastu lat jest prawnikiem regularnie rekomendowanym przez renomowane rankingi prawnicze.

Z Danielem Jastrunem do zespołu LegalKraft dołączyli także jego współpracownicy z kancelarii Maruta Wachta: adwokat Mykola Zembra, specjalizujący się w kwestiach korporacyjnych, restrukturyzacji i pomocy firmom ukraińskim, Karolina Henriksson, szwedzka prawniczka, rekomendowana przez Chambers Global w kategorii Corporate/M&A w Szwecji, a także młodszy prawnik Bartosz Kurzec.

– Dołączenie Daniela wraz z jego zespołem wzmacnia nasze kompetencje w zakresie M&A i IT oraz wpisuje się dynamiczny rozwój kancelarii. Po połączeniu ogromnego doświadczenia i kompetencji Daniela i Karoliny wraz z moimi,  jako szwedzkiego  adwokata działającego w Polsce od połowy lat 90-tych, śmiem twierdzić, że mamy najsilniejszy zespół specjalizujący się w obsłudze podmiotów skandynawskich – komentuje jeden z założycieli LegalKraft, Artur Swirtun.

– Po siedmiu latach pracy jako partner odpowiedzialny za praktykę Corporate/M&A w Maruta Wachta, nadszedł czas aby na bazie moich licznych klientów i relacji zbudować coś bardziej własnego – mówi Daniel Jastrun. – Artura, Tomka i Dawida znam dobrze z czasów wspólnej pracy w Magnusson. Razem chcemy stworzyć nowoczesną kancelarię, która będzie jedną z wiodących na rynku w zakresie obsługi transakcji i wyróżniała się nie tylko wysoką jakością usług ale również świetną skandynawską atmosferą pracy– dodaje nowy partner LegalKraft.

W ostatnim czasie do LegalKraft dołączyli także Beata Binek, doświadczona prawniczka specjalizująca się w prawie rynku kapitałowych oraz Kacper Dzik prawnik z ponad 10-letnim doświadczeniem w obszarze fuzji i przejęć.

Zamówienia publiczne in-house – model realizacji zadań, który nie powinien ulegać wypaczeniom [OPINIA]

Przede wszystkim, krytycy orzeczenia Izby zdają się nie zauważać, że fundamentalne znaczenie dla ustalenia poziomu zależności ekonomicznej potencjalnego wykonawcy zamówienia in-house od swojego właściciela (zamawiającego) ma zagadnienie wykonywania przez tego pierwszego zadań powierzonych mu przez drugiego. I to w tym kontekście należy rozpatrywać pojęcie „przychodu” (a może „obrotu”?, bo takim pojęciem posługują się przecież przepisy unijne).

W ustawie Prawo zamówień publicznych ustawodawca nie odesłał wprost do pojęcia „przychodu” funkcjonującego na gruncie ustaw podatkowych (podobnie jak nie uczynił tego ustawodawca unijny). Swoją drogą nie odesłał również do żadnej innej ustawy, np. ustawy o rachunkowości, która również definiuje to pojęcie. Ustawodawca posłużył się na gruncie prawa zamówień publicznych autonomicznym pojęciem „przychodu”, co przecież nie jest czymś niespotykanym, jeśli weźmiemy pod uwagę chociażby definicję „obiektu budowlanego”. Krajowa Izba Odwoławcza musiała więc ustalić znaczenie autonomicznego pojęcia „przychodu” w prawie zamówień publicznych z uwzględnieniem specyfiki zamówień in house, która na gruncie prawa unijnego i w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest bardzo klarowna. Nie możemy bowiem zapominać, że to właśnie judykatura unijna zapoczątkował i stopniowo kształtowała instytucję zamówień in house.

Konstrukcja zamówień in house od samego początku opierała się na swobodzie organizatorskiej samorządu terytorialnego, której zasadniczym elementem jest możliwość wyboru sposobu realizacji usług komunalnych. Jak wynika z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, istota zamówień in house sprowadza się do tego, że zamawiający ma możliwość realizacji zadań publicznych samodzielnie, za pomocą swoich służb oraz podmiotów, nad którymi zamawiający sprawuje kontrolę analogiczną do tej, jaką sprawuje nad własnymi służbami i które są od niego zależne ekonomicznie, bez potrzeby zwracania się do podmiotów zewnętrznych, niezależnych od zamawiającego. Jednak mechanizm zamówień in house zawsze zakładał, że wykonawca, któremu udziela się w ten sposób zamówienia, powinien być zdolny do jego realizacji samodzielnie i musi w tym kontekście dysponować odpowiednimi zasobami. Zamawiający mając tego świadomość (będąc przecież jego właścicielem) zleca temu podmiotowi wykonanie danego zamówienia. Musimy bowiem pamiętać, że na gruncie prawa unijnego zamówienia in house są wyłączone z reżimu udzielania zamówień publicznych, regulowanych dyrektywami. Zatem zasadniczo wykonawca nie przechodzi żadnej kwalifikacji podmiotowej, normalnie przewidzianej przepisami dotyczącymi udzielenia zamówienia. Zamawiający zleca wykonanie określonych zadań publicznych podmiotowi, który charakteryzuje się określoną zależnością (prawną i ekonomiczną) od zamawiającego oraz dysponuje potencjałem do jego wykonania. 

Zamówienia in house w ogóle nie dotyczą możliwości powierzenia realizacji zadań publicznych podmiotowi, który nie ma odpowiedniego potencjału do wykonania takiego zadania i jest zmuszony podzlecić jego realizację innym podmiotom obecnym na rynku. Jak wskazał Trybunał w wyroku z dnia 8 grudnia 2016 r. w sprawie C-553/15 Undis Servizi w przypadku zamówień in house można uznać, że zamawiający w rzeczywistości korzysta ze środków własnych oraz że podmiot, któremu udzielono zamówienia, stanowi niemalże część wewnętrznych służb tego zamawiającego. Chodzi bowiem o to, że jedynie w takim przypadku zamawiający rzeczywiście realizuje zamówienie wewnętrznie, co pozwala mu na wywieranie bezpośredniego wpływu i kontroli nad jego wykonaniem. 

Wyklucza to zatem możliwość udzielenia zamówienia in house podmiotowi, który nie ma potencjału właściwego do jego realizacji i będzie zmuszony posiłkować się pomocą innych przedsiębiorców. Dopuszczenie takiego rozwiązania naruszałoby istotę zamówień in house, ponieważ w takiej sytuacji nie można przyjąć, że zamówienie zostanie zrealizowane za pomocą środków własnych zamawiającego, a podmioty, odrębne od podmiotu in house, w oczywisty sposób nie mogą być traktowane jako podmioty, które w zasadzie stanowią część wewnętrznych służb zmawiającego. Jeśli podmiot uznawany za in house nie ma zdolności do zrealizowania zamówienia, które ma zostać mu powierzone w takim trybie – nie powinien go w tym trybie uzyskać. Co ważne, zakaz wykorzystywania podwykonawców w tym przypadku jest przecież bezpośrednio wyrażony w art. 214 ust. 9 polskiej ustawy.

Ponadto, dopuszczenie do sytuacji, w której możliwym jest z jednej strony podzlecanie uzyskanych rzekomo w trybie in house zamówień, a z drugiej uznawanie, że taki model realizacji zadań odpowiada wymogowi wykonywania zadań powierzonych, w prosty sposób prowadzi do obejścia przepisów. Dzięki takiemu mechanizmowi można bowiem sztucznie niemalże dowolnie zwiększać owe „przychody” podmiotu in house. Przecież nie musi on w rzeczywistości realizować żadnych zadań samodzielnie, a mimo to wykazać rzekome spełnianie warunku dotyczącego wykonywania zadań powierzonych poprzez „przychody” uzyskiwane od zamawiającego, które to „przychody” są przecież następnie przekazywane w formie wynagrodzenia podwykonawcy (podwykonawcom).

Jeśli więc oceniamy normatywne przesłanki udzielenia zamówienia in house, uregulowane w art. 214 ust. 1 pkt 11 ustawy Pzp, bądź w art. 12 Dyrektywy 2014/24/UE, to nie możemy odrywać tej analizy od opisanej powyżej istoty zamówień in house i wielokrotnie podnoszonej przez Trybunał skuteczności (effet utile) przyjmowanych przepisów.Rzeczywiście chodzi tutaj o ochronę konkurencji na rynku zamówień publicznych, wszak udzielanie zamówień in house w krajowym porządku prawnym odbywa się w trybie zamówień z wolnej ręki, w ramach którego konkurencji brak. Lecz właśnie dlatego badanie przesłanek pozwalających na udzielenie zamówienia in house powinno być bardzo precyzyjne i uwzględniać całą specyfikę tej konstrukcji. Czy Krajowa Izba Odwoławcza powinna była poszukiwać znaczenia pojęcia „przychodu” w całym systemie prawa krajowego? Odpowiedź na to pytanie mogłaby być twierdząca jedynie wtedy, gdyby Izba nie była w stanie ustalić znaczenia tego pojęcia na gruncie prawa zamówień publicznych, a następnie w obrębie gałęzi publicznego prawa gospodarczego. Niewątpliwe pomocne w tym zakresie okazuje się również ugruntowane już stanowisko Trybunały, na co słusznie zwrócono uwagę w wyroku.

Konsekwencją stanowiska o konieczności realizacji zamówienia in-house bezpośrednio przez podmiot je uzyskujący jest także ocena jego możliwości już na etapie udzielania zamówienia. Przywołany już zakaz podwykonawstwa wyrażony w art. 214 ust. 9 Prawa zamówień publicznych nie ogranicza się do fazy realizacji zamówienia, ale odnosi się również do sytuacji, w których już na etapie jego udzielania oczywistym jest, że podmiot in house nie jest i nie będzie w stanie zrealizować go samodzielnie. Inną sprawą jest oczywiście ocena takiego stanu rzeczy przez Izbę.

Niewątpliwie należy się za to zgodzić z Autorami opinii, że kwestia udzielania zamówień in house, w szczególności na tak konkurencyjnych rykach jak warszawski rynek usług dotyczących odbierania i transportu odpadów komunalnych, powinna być przedmiotem badania przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konkurentów. Trzeba bowiem pamiętać, że gminy mają w tym zakresie szczególny status przedsiębiorcy wynikający wprost z przepisów ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów i odpowiednie powiązane z nim obowiązki, w tym zakaz nadużywania pozycji dominującej, którą niewątpliwie posiadają na rynku organizowania usług użyteczności publicznej.

Wbrew sugestii Autorów opinii, trudno mówić o jakimkolwiek zwycięstwie operatorów prywatnych nad MPO. Nie o to tu przecież chodzi. Istotne jest bowiem to, czy zadanie spoczywające na Mieście, które jest przecież finansowane z opłat wnoszonych przez jego mieszkańców, będzie rzeczywiście realizowane w sposób efektywny. Co ciekawe, Autorzy opinii w ogóle pominęli ten aspekt wyroku Krajowej Izby Odwoławczej. Warto przypomnieć, że zdaniem Izby, wyrażona w art. 17 Prawa zamówień publicznych zasada efektywności zdaje się nie wiązać zamawiającego zamierzającego udzielić zamówienia in house. Trudno się zgodzić z taką konkluzją płynącą z wyroku. Przecież nowowprowadzona zasada efektywności nie została wyłączona dla tego modelu realizacji zamówień i podobnie jak wszystkie pozostałe zasady obowiązuje zamawiających również w tym przypadku. O czyimkolwiek zwycięstwie będzie można mówić dopiero wówczas, gdy Miasto zorganizuje konkurencyjne postępowanie przetargowe. Co istotne, MPO może w nim przecież wystartować na takich samych zasadach jak pozostali uczestniczy i – być może – wygrać na zasadach uczciwej konkurencji.

Autor: dr hab. Paweł Nowicki, partner zarządzający w kancelarii Nowicki Piber Wandzel Radcowie Prawni Sp.p. członek Okręgowej Izby Radców Prawnych w Toruniu, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Europejskiego Wydziału Prawa i Administracji, członek Rady Zamówień Publicznych, Mediator Stały, Koncyliator Stały oraz Arbiter Stały Sądu Polubownego przy Prokuratorii Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej, ekspert Komisji Europejskiej w zakresie zamówień publicznych – jako członek Grupy Ekspertów Zainteresowanych Stron ds. Zamówień Publicznych przy Komisji Europejskiej w latach 2013-2015 współpracował z Komisją w procesie tworzenia pakietu dyrektyw zamówieniowych z 2014 r. Współpracował również z Komitetem Regionów oraz Parlamentem Europejskim. W 2020 r. został konsultantem Banku Światowego w zakresie zrównoważonych zamówień publicznych. Jako ekspert współpracował z Ministerstwem Rozwoju w pracach nad nowym prawem zamówień publicznych.