W jednym z wpisów na Linkedin wspominał Pan, gdy został nominowany w plebiscycie Rising Stars Prawnicy – liderzy jutra 2019. Jak Pan to określił, stojąc na scenie, zadał Pan sobie pytanie: „Klecor, co ty tu robisz?”. Dlaczego?
Zreflektowałem się po prostu, że to nie jest mój świat, że inaczej podchodzę do biznesu prawniczego, inaczej go widzę. Czułem tam dużą presję na wynik. Niektórzy jeszcze przed finałem plebiscytu zastanawiali się kogo i jak wystawić w przyszłym roku. Takie rankingi i nagrody nigdy mnie nie zajmowały. To nie jest to, co mnie napędza w pracy prawnika. Nigdy też nie traktowałem prawa jako jedynej drogi w życiu i nigdy się w nim nie zatraciłem. To był też czas, gdy planowałem finalizować mój doktorat, podjąłem dodatkowo pracę na uczelni i rzuciłem się w pęd, który był za duży. Tam, wtedy, na tej scenie, zadałem sobie po prostu pytanie: po co to wszystko?. Przypomniałem sobie też wtedy słowa Konrada Kucharskiego, jednego z założycieli Blue Media. Gdy byliśmy razem na negocjacjach ważnej umowy, na bardzo wysokim piętrze biurowca w centrum Warszawy, w pewnym momencie rozejrzał się po sali i powiedział, że w sumie to dziwi się tym wszystkim ludziom, że siedzą tu w biurze, zamiast usiąść z laptopem nad jeziorem. Pomyślałem sobie, że ja właśnie chciałbym być nad tym jeziorem, a ciągle od tego uciekam, wybieram drogę, która mnie od tego oddala.
Wspomniał Pan o Blue Media, Pan pierwsze doświadczenia zawodowe zbierał właśnie jako in-house w tej firmie, był Pan związany z tą spółką przez 5 lat. Dlaczego zdecydował się Pan przejść do prywatnej praktyki i założyć własną kancelarię? To był właśnie krok w stronę tego jeziora?
Tak, chciałem szukać tego jeziora. A bezpośrednio wpływ na tę decyzję miał też fakt, że moja żona na urlopie wychowawczym z naszym pierwszym dzieckiem zaczynała powoli budowanie samodzielnej działalności prawniczej, planowaliśmy, że kiedyś do niej dołączę, jednak pomyślałem sobie w tym czasie, że może lepiej zrobić to już teraz.
A Pan w ogóle lubić być prawnikiem?
Lubię być prawnikiem, ale na swoich zasadach.
Jakie to zasady? I tym samym, jaki jest pomysł na kancelarię Legal Geek?
Mnie w prawie pociągają przede wszystkim nieodkryte lądy. Opracowywanie i analizowanie nowych regulacji. W FinTechu mamy z tym do czynienia niemal cały czas.
A odnośnie całej kancelarii, to jeden z naszych pierwszych klientów stwierdził, że jesteśmy takim interfejsem, dzięki któremu ktoś ze świata IT może się dostać do świata prawnego. I dokładnie takie jest nasze zamierzenie. Już sama nazwa ma wskazywać, że odchodzimy od utartych schematów. Jesteśmy geekami technologicznymi i geekami prawnymi, co oznacza, że jesteśmy bardzo wkręceni w te tematy.
Z jednej strony określają się Państwo jako kancelaria dla e-commerce i FinTech, a z drugiej strony mają Państwo kreator regulaminów i umów, z których korzystają mali przedsiębiorcy. To jaki obszar klientów was najbardziej interesuje? Kto jest targetem Legal Geek?
Indywidualna obsługa klientów Legal Geek oraz kreator regulaminów i innych dokumentów między innymi dla branży e-commerce to dwa różne projekty i w zasadzie dwie firmy pod jednym brandem.
W klasycznej usłudze doradzania klientom skupiamy się na dużych podmiotach sektora e-commerce oraz fintech. Z większością klientów pracujemy już od wielu lat. Niektórych wspieraliśmy, gdy byli jeszcze małymi spółkami, dziś są spółkami giełdowymi.
Natomiast kreator dokumentów na początku był produktem darmowym, stworzonym po to, by każdemu przedsiębiorcy dać dostęp na przykład do bezpiecznego regulaminu. Dopiero potem to przerodziło się to w biznes. Teraz to produkt dostępny dla przedsiębiorców zaczynających własny biznes i, jak wynika z naszych doświadczeń, takich, którzy nie skorzystaliby indywidualnie z obsługi prawnika. Chętnie korzystają natomiast z naszego kreatora, który jest tani i łatwo dostępny. Dodatkowo mają dzięki temu zapewnioną aktualizację dokumentów.
Kiedyś wiele kancelarii stawiało na kreatory umów, na udostępnianie dedykowanych dokumentów online, potem mam wrażenie ten trend przeminął, wielu z tego zrezygnowało. W waszym przypadku to rzeczywiście działa jako biznes, czy to raczej ukłon w stronę małych przedsiębiorców?
Kiedyś właśnie tak o tym myśleliśmy, że to taki ukłon w stronę mniejszych przedsiębiorców. Dziś widzimy, że to biznes, który szacujemy na kilka milionów złotych rocznie. Rośniemy po 300% rok do roku. W zeszłym roku odnotowaliśmy duży wzrost, nie prowadząc właściwie żadnych działań sprzedażowych. Myślę, że ludzie przekonali się do tego, że automatyzacja nie jest niebezpieczna, a bardzo pomocna i skuteczna. Czasami bardziej niż człowiek. Komputer nie popełnia pewnych błędów, które mogą się przytrafić prawnikowi. To skaluje też usługę prawniczą, bo jak regulamin np. sklepu internetowego wymaga aktualizacji wynikającej ze zmiany przepisów czy stanowisk organów, to wdrażamy ją i jednym kliknięciem dostarczamy tę zmianę 20 tysiącom przedsiębiorców.
Po ilu latach rozwoju kreator zebrał te 20 tysięcy przedsiębiorców?
Rozwijamy to narzędzie od 7 lat.
W Państwa portfolio klientów na stronie internetowej pojawiają się naprawdę duże i nowoczesne spółki. Jak dociera się do takich klientów, zaczynają kancelarię od zera. Pan przecież nie odszedł z wielkiej korporacji, gdzie jest dostęp do różnych kontaktów. Pracował Pan, ja wspominaliśmy, jako prawnik in-house.
Trzeba zaznaczyć, że często te znane dziś spółki, gdy my zaczynaliśmy z nimi współpracować, zatrudniały zaledwie kilka osób. Wspólnie wzrastaliśmy. Dzięki tym współpracom teraz łatwiej nam przyciągać kolejne rozpoznawalne marki.
Pomogło nam również to, że gdy zaczynaliśmy, to ani w FinTechu ani w obsłudze e-commerce nie mieliśmy zbyt dużej konkurencji. W obszarze FinTech było właściwie jedno znaczące nazwisko Krzysztof Korus, który jest legendą tego sektora. Dziś już każda duża kancelaria w Polsce ma swój departament fintechowy.
Natomiast przede wszystkim docieraliśmy i docieramy do klientów przez rekomendacje podparte tym, co robiliśmy w zakresie content marketingu. Od samego początku udostępnialiśmy wiele treści i dzieliliśmy się wiedzą. Robimy to nadal, choć mamy świadomość, że szkolimy także naszą konkurencję. Na niektórych webinarach niemal połowa uczestników to czasami nasza konkurencja. Wzięliśmy jednak to ryzyko na siebie, bo sądzimy, że jak pokazujemy, że mamy wiedzę, że wiemy, o czym mówimy, to ludzie nam zaufają i powierzą swoje sprawy.
Legal Geek istnieje od 7 lat. To cały czas była fala wznosząca, czy myślał Pan czasami, że to bez sensu i lepiej wrócić do pracy “na etacie” na przykład jako in-house?
Chyba każdy, kto prowadzi własną działalność gospodarczą ma momenty, kiedy myśli sobie, że lepiej byłoby pracować na etacie, bo własna firma, to wielkie zaangażowanie i czasami wielka niepewność. Ja na pierwszy urlop, kiedy rzeczywiście mogłem zostawić firmę i nie zaglądać do komputera pojechałem po 6 latach.
Jest Pan także geekiem w zarządzaniu zespołem?
Myślę, że tak. Dowodem tego może być pandemia. Kiedy się zaczęła, to u nas nie było konieczności nowej organizacji pracy, wprowadzania nowych zasad. Po prostu wszyscy wzięli komputery i poszli do domu. My już wcześniej zachęcaliśmy do pracy zdalnej. Poza tym nie ma u nas wyznaczonych ram czasowych pracy, prawnicy mogą go sobie dopasowywać. Zachęcamy też ludzi do tego, by odpoczywali, chodzili na urlopy i korzystali z życia.
Poza kancelarią jest Pan zaangażowany także w inne projekty biznesowe, jak CampDeck czyli portal marketplace do udostępniania i wypożyczania przyczep kampingowych lub kamperów. Będąc właścicielem kancelarii, da się znajdować czas na operacyjne zajmowanie się innymi projektami biznesowymi?
To nie jest łatwe. Na szczęście ja działam zawsze w duecie z moją żoną. Bardzo się uzupełniamy. Oboje mamy bardzo dużo pomysłów oraz dużą potrzebę optymalizowania procesów i otoczenia. Przez pewien czas zaangażowaliśmy się bardzo w CampDeck. Mocno nas to pochłonęło i muszę przyznać, że miało to wpływ, chociażby na rozwój wspomnianego kreatora dokumentów.
Natomiast myślę, że prawnik w pewnym momencie musi się pogodzić z tym, że zarządzając kancelarią, na pracę merytoryczną nie będzie miał dużo czasu. Ja dziś z klientami zaczynam realizować projekt, ustalam schemat działania, ale potem oddaję to komuś innemu, dopiero na koniec patrzę, czy jest tak, jak miało to wyglądać. Jestem bardziej architektem niż budowniczym. Tak to musi siłą rzeczy wyglądać u każdego, kto chce zrobić coś większego niż tylko kilkuosobowy zespół i chce mieć możliwość wyłączenia się czasami na przykład na urlopie.
Państwo, jak rozumiem, też planują zrobić coś większego. Obecna skala działalności to nie jest jeszcze ostateczny cel?
Mamy bardzo ambitne plany rozwojowe. Cały czas powiększamy zespół. W sferze indywidualnego doradztwa prawnego zaczęliśmy zatrudniać ludzi bardziej doświadczonych od nas, z doświadczeniem w dużych kancelariach, wcześniej sami kształciliśmy i budowaliśmy doświadczenie naszych prawników.
Natomiast jeśli chodzi o kreatora, to coraz bardziej odważnie spoglądamy za granicę. W perspektywie mamy rynek czeski i kolejne na południe. Mamy też pomysły na nowe produkty. Przez te wszystkie lata nauczyliśmy się sprzedawać taki kreator i nadszedł czas na ekspansję.