Strona główna Blog Strona 97

Clifford Chance w pierwszym w Polsce programie faktoringu konsorcjalnego

Kancelaria Clifford Chance doradzała przy pierwszym w Polsce programie faktoringu konsorcjalnego.

Spółka ING Commercial Finance Polska S.A., działająca jako faktor i agent faktoringowy, stworzyła wraz z konsorcjum faktorów, w skład którego weszli: Eurofactor Polska S.A., mFaktoring S.A., BNP Paribas Faktoring sp. z o.o. i Santander Factoring sp. z o.o., program faktoringu bez regresu o łącznej wartości do 1 mld PLN dla jednego ze swoich klientów. Była to pierwsza transakcja na polskim rynku z udziałem konsorcjum faktorów.

Zespołem Clifford Chance, który doradzał ING Commercial Finance Polska S.A. i pozostałym faktorom, kierował counsel Mateusz Chruściak. W skład zespołu weszli również Andrzej Stosio jako partner nadzorujący transakcję oraz Bartosz Zieliński i Dominika Wróblewska, associates w warszawskim departamencie bankowości i finansów.

źródło: mat. pras. Clifford Chance

Greenberg Traurig doradzał Capital Park przy sprzedaży cennej nieruchomości w atrakcyjnym miejscu Warszawy

Greenberg Traurig reprezentował Capital Park w związku z zawarciem umowy sprzedaży nieruchomości pod zabudowę mieszkaniowo – usługową na rzecz Marvipol Development. 

Nieruchomość położona na warszawskiej Ochocie przy Alejach Jerozolimskich ma powierzchnię blisko 6.000 m.kw. i posiada pozwolenie na budowę. Wartość transakcji wyniosła 20 mln EUR netto. Marvipol Development planuje wybudować łącznie około 500 lokali mieszkalnych i usługowych.

– Zakup gruntu w dzielnicy Ochota pozwoli nam zrealizować ciekawą, multifunkcyjną inwestycję w tej lokalizacji. To naturalna decyzja, której celem jest wzmocnienie naszej pozycji na stołecznym rynku – tak skomentował tę transakcję w komunikacie firmy Grzegorz Kawecki, wiceprezes firmy Marvipol Development S.A.

– Cieszymy się, że projekt znalazł się w dobrych rękach. Dzięki sprawnie przeprowadzonej transakcji możliwe będzie rozpoczęcie realizacji tej atrakcyjnej inwestycji, która uzupełni sąsiadujące budynki biurowe o funkcje mieszkalne i usługowe – powiedział Marcin Juszczyk, członek zarządu w Grupie Capital Park.

Kamil Majewski, Radomił Charzyński

Ze strony Greenberg Traurig transakcję prowadził Kamil Majewski (Senior Associate) przy wsparciu Alicji Flis (Associate). Partner Radomił Charzyński zapewnił doradztwo strategiczne i nadzór przy transakcji. – Cieszymy się, że mogliśmy po raz kolejny wspierać Capital Park przy zamknięciu transakcji dotyczącej nieruchomości położonej w tak atrakcyjnej biznesowo lokalizacji w Warszawie – powiedział Radomił Charzyński.

Partner Radomił Charzyński wejdzie wkrótce w skład kolegialnego, trzyosobowego zespołu, na którego czele stanie Jolanta Nowakowska-Zimoch, obejmując stanowisko partnera zarządzającego warszawskiego biura Greenberg Traurig i pozostając szefem praktyki nieruchomości. Radomił Charzyński oraz Rafał Baranowski będą sprawować funkcję zastępców partnera zarządzającego. 

Capital Park jest doświadczoną i uznaną firmą inwestycyjną na rynku nieruchomości w Polsce, notowaną na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Grupa stworzyła wysokiej jakości portfel nieruchomości składający się z nowoczesnej powierzchni biurowej i handlowej klasy A – między innymi biurowiec Royal Wilanów, oraz jest w trakcie budowy flagowego projektu rewitalizacyjnego na terenie dawnej Fabryki Norblina na warszawskiej Woli. Grupa zarządza portfelem nieruchomości o łącznej powierzchni 213 tys. mkw i wartości rynkowej 1,8 mld zł, z czego 79% stanowią nieruchomości zlokalizowane w Warszawie – najbardziej perspektywicznym rynku nieruchomości komercyjnych w Europie Środkowo-Wschodniej.

Artykuł powstał we współpracy z Greenberg Traurig

Czy standaryzacja dokumentów może rzeczywiście pomóc w transakcjach?

Jeden NDA? Pomysł ciekawy, ale może okazać się niewystarczający

– Standaryzacja takich dokumentów jak NDA jest pomysłem godnym uwagi, należy jednak dostrzegać specyfikę konkretnego projektu – uważa Daniel Kaczorowski, Partner w praktyce fuzji i przejęć, Greenberg Traurig. Jak jednak podkreśla, takie oddolne, oparte na współpracy rozwiązanie ma szansę sprawdzić się tylko w prostym i powtarzalnym procesie.  – Dla złożonych transakcji fuzji i przejęć to może nie wystarczyć – problem ten został już dostrzeżony przez autorki koncepcji OneNDA i interesujące będzie, jak te wyzwania zostaną zaadresowane w przyszłości. W ramach skomplikowanych i międzynarodowych procesów dla inwestorów różnego rodzaju lub z różnych jurysdykcji inne postanowienia potencjalnego NDA mogą się okazać istotne. Trudnością w standaryzacji takich dokumentów mogą być nie upodobania kancelarii prawnych, ale wewnętrze polityki większych inwestorów – powiedział nam Daniel Kaczorowski. 

Podobnie propozycję standaryzacji dokumentacji transakcyjnej i projekt OneNDA komentuje Olav Nemling Partner współkierujący praktyką prawa handlowego, M&A i rynków kapitałowych w warszawskim biurze Taylor Wessing. – Opracowanie jakiegoś standardu rynkowego może mieć sens w nieskomplikowanych transakcjach handlowych. Może to przyspieszyć zawieranie NDA, pod warunkiem jednak, że zawsze będzie możliwość wprowadzenia zmian. Klienci mają różne oczekiwania, które często są dyktowane wymogami wewnętrznymi – ocenia Olav Nemling. Powszechne stosowanie standardowego NDA w transakcjach M&A według niego jest wątpliwe. – Każda transakcja typu M&A jest inna, zawieranie ustandaryzowanego NDA raczej w praktyce by się nie sprawdziło. Niemniej korzystanie z ustandaryzowanego NDA w transakcjach handlowych może przyczynić się do większej świadomości klientów również przy zawieraniu NDA w transakcjach typu M&A – podsumowuje Partner TaylorWessing. 

Standaryzacja dokumentacji ma szerszy kontekst, szczególnie w Wielkiej Brytanii 

Jak zauważa Adrian Andrychowski, Senior Associate w zespole transakcyjnym i doradztwa kontraktowego kancelarii JDP, standaryzacja, automatyzacja i usprawnianie procesów prawnych jest obecnie napędzane przez firmy z Wielkiej Brytanii, które oferują także zaawansowane technologicznie rozwiązania. – Można upatrywać trzech zasadniczych przyczyn, z powodu których te procesy są bardziej zaawansowane na gruncie brytyjskim: 1) pewność prawa i relatywna przewidywalność orzecznictwa sądowego umożliwia zaproponowanie odbiorcy końcowemu brzmienia danego dokumentu, które powinno być w miarę jednolicie interpretowane przez różne składy orzekające, 2) znacznie bardziej rozwinięty rynek transakcyjny, cechujący się dużym stopniem umiędzynarodowienia oraz 3) kwestie językowe związane z tym, że AI gorzej może sobie radzić z językami fleksyjnymi – wylicza Adrian Andrychowski. Poza tym, jak wskazuje, standaryzacja takich dokumentów jak NDA daje szanse na zwolnienie prawników ze żmudnych i powtarzalnych czynności. – To pozwoli w pełni skupić się na bardziej wymagających czynnościach. Oznacza to, że proces standaryzacji będzie szedł jednocześnie razem z procesem „szycia usług na miarę”, gdzie przedmiotem pracy zespołów prawnych będą nie powtarzalne czynności, a negocjacja i przygotowanie nietypowych zapisów i klauzul, które dostosują zgeneralizowany dokument do sytuacji klienta. Standaryzacja umożliwia także większą świadomość stron transakcji co do tego, jak dane postanowienia ustandaryzowane będą funkcjonować w praktyce oraz zwolni je z każdorazowej analizy potencjalnych ryzyk oraz zagrożeń dla danego projektu – mówi prawnik JDP. – Odnośnie wad procesu standaryzacji, można wskazać początkową niepewność, która będzie towarzyszyć co do sposobów interpretacji ustandaryzowanych dokumentów, w szczególności w toku procesów sądowych i arbitrażowych post-M&A. Mniejsze zaangażowanie człowieka w powstawanie dokumentacji zwiększa także szanse na pojawienie się niekontrolowanych błędów – dodaje Adrian Andrychowski. 

Więcej o inicjatywie OneNDA można przeczytać w ostatnim artykule na Legal Business Polska, a także na stronie tego projektu. Chętnie poznamy też Wasze opinie o tej inicjatywie i procesie standaryzacji dokumentacji projektowej oraz transakcyjnej. Polecamy nasz adres mailowy: kontakt@testlbp.dkonto.pl 

Media społecznościowe, 4 dni pracy i dobrze rozumiana rentowność

0

Tej rozmowy możesz posłuchać także w formie podcastu:

Jak stał się Pan „Prawnikiem Na Budowie”? Od zawsze myślał Pan o prowadzeniu własnej wyspecjalizowanej kancelarii? 

Nie zastanawiałem się za bardzo nad tym, w jakiej formie mam działać. To była kwestia przypadku. Jeszcze na studiach pracowałem w kancelarii w Białymstoku, później zostałem tam jako aplikant. Po zdobyciu przeze mnie uprawnień zawodowych nie znaleźliśmy z tą kancelarią satysfakcjonującego dla obu stron modelu współpracy i musiałem sam zapewnić sobie jakiś przychód. W ten sposób znalazłem się we własnej kancelarii. 

I od razu zajął się Pan branżą budowlaną? 

Nie, na starcie miałem pomysł by zaopiekować się sektorem small business. Wychodziłem z założenia, że większe kancelarie nie poświęcają takim klientom uwagi. To zostało zweryfikowane przez rzeczywistość. Nieprzypadkowo ten segment jest niezaopiekowany. Dla takich firm prawnik nie jest najważniejszą pozycją w budżecie. Szybko się o tym przekonałem.  Natomiast w tym czasie klienci z branży budowlanej stanowili coraz większą część mojego portfolio i w którymś momencie zupełnie zrezygnowałem z praktyki ogólnej dla przedsiębiorców i przeszedłem do sektora budowlanego. 

Czyli ta specjalizacja budowlana pojawiła się przypadkowo? 

Pojawiła się i ze względu na naturalne konsekwencje i z przypadku – bardzo cenię rolę przypadków w życiu. Budownictwo to byłą sfera, którą zajmowałem się w kancelarii, w której wcześniej pracowałem. Jednym z klientów był duży producent stolarki okiennej i drzwiowej. W związku z tym problemy prawne związane z inwestycjami budowlanymi były mi już znane. Nie musiałem wymyślać koła na nowo.   

Biorąc pod uwagę to Pana doświadczenie z małym biznesem i potem skupienie się na jednej branży, uważa Pan, że to jedyne wyjście dla małych kancelarii? Wybór jednej specjalizacji? 

Nie uznaję się za osobę na tyle dobrą, że mogę sobie pozwolić na budowę kancelarii rozwiązującej każdy problem i jednocześnie utrzymującej swoją rentowność. Przy obecnej złożoności prawnej i biznesowej – skupiając się tylko na przedsiębiorcach, wyłączając klienta prywatnego – jest tak wiele rzeczy, że nie był bym w stanie rzetelnie pomagać i nie zakopać się w odkrywaniu wszystkiego od nowa, nie potrafiłem wypracować takiego modelu, gdzie mógłbym tak działać. Jeżeli ktoś jest omnibusem zarówno merytorycznym, jak i w zarządzaniu projektami prawnymi, to ma szansę to zrobić. Mi prostsze wydaje się działanie w ramach niszy. Operuję w znanych realiach biznesowych, w znanych ramach prawnych. To pozwala budować rentowność projektów prawnych. Paradoksalnie, mimo, że znam się lepiej na budownictwie, niż osoba, która zajmuje się w poniedziałek spadkami we wtorek rozwodem, a w środę doradztwem w sprawie administracyjnej, to mogę zaproponować nawet niższą cenę niż ta osoba, która musi zrekompensować swój wkład pracy i czasu w poznawanie tych problemów. Ja nawet z tą niższą ceną będę mial większy stopień rentowności, niż osoba która dopiero wejdzie na ten budowlano-prawny grunt. 

Odbiorcami Pana mediów społecznościowych jest wielu małych przedsiębiorców i osób fizycznych. Pana grupa klientów pokrywa się z odbiorcami w mediach społecznościowych? 

Gros naszych klientów, z czego jestem zadowolony, to segment z którym chciałbym pracować. To pokazuje, że działamy w odpowiedni sposób. Te firmy określiłbym już nawet w polskich realiach nie jako mały biznes, a firmy, które mają swoje doświadczenia, sensowny wolumen zamówień i portfolio projektów budowlanych, ale jednak nie jest to top of the top, który czułby się komfortowo z wysyłaniem ofert do największych warszawskich kancelarii. Niemniej, pracujemy z firmami, które są już na tyle duże, że nie wystarczy im człowiek od wszystkiego, ale to nie są nadal korporacje, które sięgają po obsługę prawną z najwyższej półki. Jeśli chodzi o publiczność mediów społecznościowych to jest duża różnica między osobami, które obserwują, czy angażują się w materiały, które publikuję, a tymi, które zlecają mi pracę. Jakieś 90% osób, które zwracają się do nas o pomoc, to nie są osoby, które kojarzę ze swoich mediów społecznościowych. Nie jest tak, że trafiają z próżni, ale są biernymi odbiorcami. Bardziej zaangażowane w publikacje są osoby z mniejszego biznesu. 

Wspomniana została Warszawa. Pan prowadzi kancelarię w Białymstoku. Lokalizacja kancelarii ma jeszcze jakieś znaczenie, czy nie odgrywa już żadnej roli?

Znaczenie lokalizacji spada. Jeśli mielibyśmy szukać jakichś plusów roku 2020, to z mojej perspektywy, jest to jeszcze większe otwarcie na współpracę zdalną. Mamy wśród naszych klientów firmę, z którą współpracujemy już cztery lub nawet pięć lat, mamy z nimi bliskie relacje, a przez ten okres nie widzieliśmy się jeszcze na żywo. Nie przeszkadza nam to w prowadzeniu bieżącej obsługi. Nawet te firmy, które do tej pory chciały mieć doradcę, który w ciąg pół godziny jest w stanie dojechać i spotkać się z zarządem, także zaczynają akceptować pracę na odległość. 

Wróćmy do mediów społecznościowych. Pana odbiorcami są nie tylko przedsiębiorcy, o których mówiliśmy, ale także inny prawnicy. Ci z którymi rozmawiałem, cenią Pana profile. Jest Pan w tym dobry. Kiedyś był Pan przez kilka miesięcy dziennikarzem w lokalnej gazecie, stąd ta miłość do publikacji i słowa pisanego. 

Mój epizod w lokalnej prasie, czy innych mikromediach to przejawy mojej osobowości. To z niej wynika, ze dobrze mi było w rzemiośle dziennikarskim. Lubię bawić się słowem. To, co robię teraz jest konsekwencją tego, kim jestem. Z przyjemnością posługuję się słowem pisanym. Tak jak piszę pisma procesowe, tak mogę napisać post na Linkedin czy Facebooku. 

Ale to był pomysł na zbudowanie portfolio klientów, czy to tylko wynik pasji? 

Używanie mediów społecznościowych jest bardziej skutkiem tego, ze naturalnie się w nich czuję, choć nie na wszystkich platformach. 

Na tik-toku Pana nie ma.

Jeszcze nie ma. Nie czułbym się tam naturalnie i to jest dostateczny sygnał pokazujący, że nie powinno mnie tam być. Tik-tok jest wskazywany jako zabawka dla dzieci, ale budowane są tam duże pieniądze. Trzeba mieć szacunek dla wszystkich tych platform. Moja obecność w „spółecznościówkach” wynika też z tego, że zawsze miałem pewną tendencję do internetowego ekshibicjonizmu, także w prywatnym używaniu tych platform. W związku z tym było mi łatwiej w nie wejść także zawodowo i jestem przekonany, że w obecnych realiach nadal oferują taką proporcje wkładu własnego do osiąganego zysku, że to jak najbardziej uzasadnia obecność tam. 

Jakiś czas temu nawet studenci poprosili Pana o spotkanie i rozmowę o mediach społecznościowych. Co powiedział Pan temu młodemu pokoleniu prawników? Muszą być w mediach społecznościowych? Czy powinni być tam obecni tylko Ci, którzy dobrze się w tym czują? 

Mówienie o mediach społecznościowych i ich potrzebie wydaje się o dekadę opóźnione, bo gdy mamy tylu użytkowników na Linkedin czy Facebook, to to nie są nowinki i jeżeli w kontekście prawników nadal pojawia się pytanie, czy warto, to znaczy, ze nadal jako zawód mamy sporo zaległości do nadrobienia. Nie wydaje mi się również, żeby świat mediów społecznościowych był przesycony, jeśli chodzi o prawników.

Czy wizerunek prawnika budowany w mediach społecznościowych, gdzie komunikujemy się z osobami fizycznymi lub małymi przedsiębiorcami nie szufladkuje jako prawnika dla tej grupy, a nie dla większego i największego biznesu? 

Tu jest kilka kwestii. Jeżeli czytasz tę rozmowę i jesteś radcą prawnym lub adwokatem to mam dla Ciebie przykrą wiadomość: rady nadzorcze nie zastanawiają się, czy Twoja jednoosobowa kancelaria to jest właściwy adres, żeby świadczyć im usługi i tym że nie będziesz obecny/obecna w mediach społecznościowych i tak nic nie zyskasz, bo nie jesteś dla nich partnerem do rozmowy. Jeżeli chodzi o top of the top, to obsługuje ich top of the top. Nie sądzę więc, żeby ktoś mediami społecznościowymi strzelił sobie w stopę. Poza tym mnie nie bardzo przekonuje wskazywanie, że te duże organizacje to jest wyimaginowany, abstrakcyjny podmiot. W ostatecznym rozrachunku to są ludzie. Oni też w jakiś sposób spędzają swój wolny czas, również online. Widzę wiec bardziej różnice w sposobie komunikacji. Mój, jest w pełni mój i zdaję sobie sprawę, że wielu osobom nie będzie odpowiadał. Dla niektórych nie będę osobą dość stateczną, wykrawatowaną, wykrochmaloną, posługująca się wystarczającą ilością zdań wielokrotnie złożonych, żeby ze mną pracować. Sęk w tym, że nie mam z tym żadnego problemu, bo mentalnie dużym przeskokiem, który im szybciej się zrobi tym lepiej, jest myślenie nie o tym, kogo wycinamy sobie ze współpracy, ale kogo przyciągamy. W tym ogromie i zalewie prawników dostępnych na rynku w każdych badaniach klienci wskazują, że oni nie są kompetentni żeby rozróżnić wartość poszczególnych prawników. W momencie, gdy masz jakieś punkty różnicujące, wskazujące, że ty jesteś właściwym człowiekiem dla danej osoby, to moje założenie jest takie, a prowadzenie firmy potwierdza jego słuszność, że wolę znaleźć ludzi którzy lubią sorbet cytrynowy i to sprzedawać, niż sprzedawać lody waniliowe. Nie widzę więc problemu, żeby prowadzić mocno profesjonalną i korporacyjną komunikację z wykorzystaniem mediów społecznościowych i docierać przy tym nawet do tych wysokopostawionych klientów. 

Wspomniał Pan o wolnym czasie, W Pana kancelarii będzie go teraz więcej. Wprowadził Pan 4-dniowy tydzień pracy. Jak to? W biznesie prawniczym liczą się przecież długie godziny, codziennie. 

Ten 4-dniowy tydzień pracy chodził mi po głowie już od długiego czasu. W moim podcaście Prawnik Na Budowie mówię o tym przez 90 minut. Skracając do 90 sekund – bardzo ważne jest dla mnie utrzymywanie działania na wysokim poziomie. NIe jestem dość dobry, żeby działać na 100 procent przez 7 dni w tygodniu, to nie jest mój świat. Odsyłam przy okazji do podcastu Poza Prawem, tam gościem była jedna z prawniczek Dentonsa, która otwarcie mówiła o pracy po kilkanaście godzin, wypaleniu zawodowym i zjeździe, który musiał się skończyć pewnym resetem i zmianą podejścia. Ja słucham często historii ludzi będących przede mną na drodze zawodowej, to był jeden z tych przypadków, i z tej historii wyciągnąłem wniosek, że nie warto czekać na popełnienie swojego błędu w tym zakresie. Ważne jest też to, że nie chcę żeby praca była sensem mojego życia. Traktuję ją jako mechanizm, wehikuł, który pozwala mi i mojej rodzinie zapewnić godny poziom życia. Poza tym, trzeba zauważyć, że to, czy nasza praca jest 4-dniowa czy 7-dniowa to nic więcej jak konwenans. To ile pracujemy, to nie jest prawo fizyczne, ani wynik naszej ewolucji, to nasza umowa.

W praktyce jak to powiedzieć klientom – dziś mnie nie ma, bo mam dzień wolny?  W środę?

Właśnie tak trzeba powiedzieć. Nie spotkałem się jeszcze z negatywną odpowiedzią na to. Tutaj upatruję między innymi ciepłego kontaktu, tego, że ludzie wiedzą, czego po mnie oczekiwać. Nie kryję, że nie jestem człowiekiem, do którego możesz zadzwonić o 18, czy który w sobotę będzie rzucał wszytko, żeby zajmować się twoim tematem, ponieważ i tak życie zawodowe zajmuje nam lwią część dnia. Kiedyś liczyłem, że po odjęciu rzeczy „okołożyciowych” (sprzątanie, jedzenie) zostaje jakieś niespełna trzy godziny jakościowego czasu do poświecenia rodzinie. Jeżeli poświęcam klientom już 8 godzin będąc wcześniej w biurze, to nie poświęcę im ani minuty dłużej. Także podstawą jest komunikacja. Bardziej spotkałem się z tym, że klienci z zaciekawieniem wypytywali o ten model pracy. Najczęstszą uwagą było – czy mógłbyś porozmawiać z naszym zarządem. 

Jednak często słyszy się, co prawda w kontekście dużych kancelarii, że jeżeli klient przychodzi i chce zlecić pracę do wykonania nawet w bardzo krótkim czasie, to jeżeli jedna kancelaria powie, że nie ma na to czasu, to na pewno znajdzie się ktoś inny, kto zrobi to w tym terminie. W ogóle branża prawnicza ma wizerunek ludzi pracujących dużo, do wieczora, czasami w weekendy. Czy to się zmienia, czy tylko mniejsze kancelarie, jak Pana, mogą sobie na to pozwolić?

Powoli się zmienia. Mniejsze kancelarie nie są tu szczególne. Ja w tych największych upatrywałbym największych zmian, bo tam jest myślenie w kulturze korporacyjnej o tym, że trzeba dbać o ludzi, także dla dobra tej firmy. W korporacjach jest też większa otwartość na nowinki związane z dbaniem o siebie. Wydaje mi się, że bardziej w małych kancelariach jest ten kult godzin, ich wypracowywania i odwrotnie proporcjonalne myślenie o rentowności. Fakt pracy przez długie godziny jest tam medalem honoru. Dla mnie to sygnał, że coś jest nie tak, że coś źle organizuję i to jest żółta kartka dla samego siebie oraz świadomość, że nie potrafię robić dobrze tego co robie, skoro to tak musi wyglądać. Części klientów oczywiście moje nastawienie nie będzie pasowało, to są ludzie, którzy nie skorzystają z moich usług. Niemniej, ważąc plusy i minusy jest to koszt, który jest dla mnie w pełni do zapłacenia i firma mi jeszcze nie popłynęła, mimo, że od miesiąca korzystamy z tego 4-dniowego systemu pracy. 

A gdzie dalej popłynie Pana firma? Jeżeli chodzi o radców prawnych w kancelarii to jest Pan i Pana żona, a także dwóch aplikantów. Taki jest pomysł na tę firmę? To ma być mały butik? czy myśli Pan o większej kancelarii prawnej? 

To rzeczywistość podyktuje mi, jaki model będzie pozwalał mi na realizację standardu życia na jakim mi zależy. Nie mówię tylko o standardzie dochodowym. Jestem zadowolony z tego, w jakim miejscu jestem, jak wygląda moje życie. Może ten plan się zdezaktualizuje. Teraz rzeczywiście obejmuje bycia małą, a nawet bardzo małą kancelarią. Myślę o zespole liczącym do 9 osób. Obawiam się, że przy budowaniu skali, co jest popularnym modelem biznesowym w Polsce, nie do końca myśląc o wzroście rentowności, tylko patrząc na ten linearny progres zespołu, kiedyś może nadejść refleksja, że obroty rosną, przychody rosną, ale przychód i zysk to nie jest to samo i rośnie tylko skala i liczba problemów do obsługi, a wcale nie jest tak mocno rentownie. To jest model, który mnie nie interesuje. Jak długo będę w stanie żyć, jak żyję dzięki małej firmie, tak długo kancelaria Mróz Radcy Prawni będzie kancelarią mała, dedykowaną tylko konkretnym problemom. 

Duże wzmocnienie praktyki nieruchomości B2RLaw. Do kancelarii dołączył counsel Andrzej Zając

Andrzej Zając doradza przy transakcjach nieruchomościowych, zarówno inwestorom, jak i sprzedającym. Był zaangażowany w jedne z największych projektów na polskim rynku, także transakcje transgraniczne, przede wszystkim dotyczące portfeli magazynów. Wśród jego klientów znajdują się najwięksi polscy deweloperzy i inwestorzy oraz szereg inwestorów zagranicznych i międzynarodowych. Nowy Counsel B2RLaw przez ostatnie ponad 4 lata związany był z kancelarią CMS. Wcześniej pracował także w kancelarii Kochański & Partners oraz Greenberg Traurig

Jak przyznaje Starszy Partner B2RLaw Rafał Zięba, dołączenie do zespołu Andrzeja Zająca, to potwierdzenie, że kancelaria chce jeszcze bardziej skupić się na sektorze nieruchomości. – Bardzo cieszymy się, że możemy powitać Andrzeja w B2R. Miałem przyjemność pracować z Andrzejem pięć lat temu i cieszę się, że znów będziemy mieć go w naszym zespole. Ambicją B2R jest zbudowanie wiodącego zespołu nowej generacji, który spełni wszystkie potrzeby polskiego rynku nieruchomości i rynku budowlanego, a Andrzej stanowi nieodłączny element dążeń do spełnienia tej ambicji. Jako zespół posiadamy bogate doświadczenie w zakresie doradztwa we wszystkich aspektach związanych z nieruchomościami i budownictwem, zarówno przy transakcjach dotyczących gruntów rolnych, projektów mieszkaniowych w tym rynków niszowych, takich jak akademiki czy prywatny sektor nieruchomości na wynajem, biurowych, logistycznych, handlowych, czy różnych projektów infrastrukturalnych i budowlanych, takich jak fabryki, infrastruktura transportowa, zakłady energetyczne itp. Nasz zespół jest również w stanie doradzać w mniejszych sprawach, takich jak wynajem i ogólne zarządzanie aktywami, aż po największe transakcje dotyczące nieruchomości i budownictwa, związane z rynkiem w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej. Nasz zespół doradzał przy transakcjach i projektach o łącznej wartości 30 miliardów euro, co zapewnia nam pozycję wśród najbardziej poważanych praktyk w zakresie nieruchomości i budownictwa w Polsce, a w szerszej perspektywie – w Europie Środkowo-Wschodniej – powiedział Rafał Zięba. 

Andrzej Zając jest kolejnym doświadczonym prawnikiem, który dołączył do praktyki nieruchomości B2RLaw w ostatnim czasie. W styczniu z kancelarią związał się of counsel Krzysztof Marzyński, a rok temu counsel Filip Badziak. 

od lewej: Paweł Gunia, Andrzej Zając, Agnieszka Wojciechowska, Krzysztof Marzyński, Filip Badziak, Aleksandra Karteczka-Gurgul, Rafał Zając

W sumie zespół nieruchomości B2RLaw liczy 23 prawników w tym, poza Andrzejem Zającem, jeszcze sześciu znaczących ekspertów tego sektora:

Rafał Zięba (Starszy Partner) –  doradzał przy setkach transakcji nieruchomościowych, m.in. przy największej jak dotąd transakcji dotyczącej nieruchomości komercyjnych na polskim rynku, a oddzielnie przy największej wówczas pojedynczej transakcji dotyczącej nieruchomości w Polsce. Koncentruje się na doradztwie transakcyjnym w obszarze mieszkaniowym, biurowym, handlowym i logistycznym. Wartość transakcji i projektów, przy których doradzał, to 7,5 mld EUR.

Paweł Gunia (Partner) –  doradza m.in. spółkom budowlanym, przedsiębiorstwom energetycznym (np. spółkom zajmującym się wydobyciem i produkcją paliw, elektrowniom węglowym i elektrowniom wykorzystującym odnawialne źródła energii, elektrociepłowniom, producentom biopaliw), zakładom wytwórczym i produkującym żywność, w tym w zakresie przemysłu ciężkiego (np. zakładom chemicznym, farmaceutycznym, hutom, cementowniom), spółkom transportowym, lotniczym i zajmującym się gospodarką odpadami (w tym spółkom zajmującym się składowaniem odpadów lub odzyskiwaniem energii). Obecnie doradza w sprawie sześciu budowanych od podstaw fabryk o łącznej wartości 2 mld EUR. Wartość transakcji i projektów, przy których doradzał, to 6 mld EUR.

Krzysztof Marzyński (Of Counsel) – posiada ponad 16 lat doświadczenia w doradztwie w różnego rodzaju sprawach związanych z prawem nieruchomości i prawem budowlanym na rzecz zarówno międzynarodowych jak i krajowych uczestników rynku nieruchomości. Doradzał w transakcjach dotyczących różnej klasy aktywów nieruchomościowych, w tym budynków biurowych, logistycznych, handlowych i hotelowych, jak również, w ostatnim czasie w obszarach rynków alternatywnych czy niszowych, takich jak rynek domów studenckich, prywatny rynek mieszkań na wynajem, rynek wspólnych mieszkań dla osób niespokrewnionych czy też nieruchomości leśnych i rolnych. Uczestniczył i przewodził w zakresie największych inwestycji dotyczących polskich rynków nieruchomości leśnych i rolnych. Wartość transakcji i projektów, przy których doradzał, to 4 mld EUR.

Filip Badziak (Counsel) – reprezentuje banki, fundusze, specjalistyczne podmioty udzielające kredytów związanych z nieruchomościami lub infrastrukturą, kredytobiorców i inwestorów w jedno- i wieloaspektowym finansowaniu nieruchomości i infrastruktury. Doradzał przy wszelkiego rodzaju transakcjach finansowania nieruchomości i infrastruktury (nabycie, budowa, refinansowanie) w odniesieniu do szerokiej gamy klas aktywów, w tym projektów dotyczących budynków biurowych, hoteli i ośrodków wypoczynkowych, obiektów sportowych, centrów handlowych, inwestycji o mieszanym przeznaczeniu, kompleksów przemysłowo-badawczych, magazynów, wielorodzinnych projektów mieszkaniowych, projektów energetycznych i transportowych. Wartość transakcji i projektów, przy których doradzał, to 2 mld EUR.

Agnieszka Wojciechowska (Counsel) – doradza we wszelkiego rodzaju transakcjach dotyczących różnego rodzaju aktywów z rynku nieruchomości, w tym nieruchomości mieszkaniowych, komercyjnych (biurowych, handlowych i logistycznych), jak i innych, takich jak obiekty hotelarskie i akademiki. Reprezentuje deweloperów, fundusze nieruchomości i fundusze typu private equity. Wartość transakcji i projektów, przy których doradzała, to 2,5 mld EUR.

Aleksandra Karteczka – Gurgul (Starszy prawnik) – przewodzi i uczestniczy w polskich i międzynarodowych transakcjach dotyczących nieruchomości w obszarze nabywania i sprzedaży gruntów do wykorzystania zarówno w celach mieszkaniowych, jak i komercyjnych. Koncentruje się w szczególności na transakcjach dotyczących nieruchomości mieszkaniowych i biurowych, ale doradzała również w transakcjach dotyczących innych klas aktywów. Wartość transakcji i projektów, przy których doradzała, to 1 mld EUR.

Artykuł powstał we współpracy z B2RLaw

„To nie duży zjada małego, ale szybki wolnego. To jest historia o legaltech’u”. Rozmawiamy z Arturem Pawlikiem ekspertem Summer Legaltech Camp by Advisor247 Legal

0

Z jakimi największymi problemami, czy wątpliwościami spotyka się Pan w procesach wdrażania rozwiązań legaltech w branży prawniczej? 

Największym problemem jest to, że prawnicy i kancelarie chcą czasami wykonać zbyt duży skok technologiczny. W związku z tym mają też duże oczekiwania co do technologii, w porównaniu do tego, jak działali do tej pory. Oczekują, że jeden system przeprowadzi całą rewolucję technologiczną, podczas, gdy wcześniej korzystali jedynie z bardzo prostych narzędzi. Często spotykam się także z dużymi wątpliwościami odnośnie bezpieczeństwa cyfrowego. Kancelarie nierzadko podchodzą z rezerwą do rozwiązań web’owych, bo obawiają się, że utracą dane. Kiedy jednak rozmawiamy o tym jak obecnie te dane przechowują, to okazuje się, że są one w o wiele większym niebezpieczeństwie, niż gdyby były przechowywane na serwerze zewnętrznej firmy, czy w chmurze. Chodzi zatem o pewną świadomość narzędzi legaltech i gotowość do stopniowego ich wdrażania. Jak to robić, jak wytyczać sobie odpowiednią ścieżkę – między innymi o tym rozmawiamy podczas Summer Legaltech Camp. 

A czy w takim razie dyskusja o legaltech to przede wszystkim dyskusja o ludziach, a nie technologii?

Rzeczywiście trochę tak jest. Ważne, żeby wszyscy byli świadomi, czego można oczekiwać od technologii, ale też jak dużą wartość można uzyskać odpowiednio jej używając. Czasami to jest problem związany z brakiem pewnej świadomości o nowoczesnych narzędziach właściwe. Dla mnie cały proces wdrażania technologii jest również pewnym procesem edukacyjnym, czasem wspólnego wypracowywania odpowiednich rozwiązań. To jest uświadamianie, że te rozwiązania pozwolą na efektywniejszą pracę, a co za tym idzie – na zarabianie większych pieniędzy. 

To skoro tak trzeba uświadamiać, to może jest po prostu jeszcze za wcześnie na legaltech. 

Raczej nie jest za wcześnie, ale dla niektórych jest już za późno. Są kancelarie, które mówią, że im nie potrzeba żadnych rozwiązań. Zatrudniają kilkudziesięciu prawników, a działają bardzo tradycyjnie – kartka, ołówek, asystentka, która wprowadza wszystkie informacje. Trudno więc powiedzieć, że dla nich jest za wcześnie. Patrząc holistycznie,  w niektórych organizacjach mentalnie może być za wcześnie na przekonanie do konkretnych narzędzi, ale wyjaśniają to właśnie rozmowy oraz konsultacje, bo biorąc pod uwagę potrzeby biznesu prawniczego, to zdecydowanie nie jest za wcześnie. 

A jeśli ktoś teraz nie wsiądzie do pociągu „legaltech”, to za chwile już nie zdąży dogonić konkurentów?

Może tak być, że nie wszyscy zdążą nadrobić zaległości. Tak, jak nie ma już kancelarii, które piszą pisma na maszynie, tak samo technologia w prawie doprowadzi do tego, że albo się przyłączysz albo Cię nie będzie. Może to doprowadzić do tego, że część firm zniknie z rynku. To nie duży zjada małego, a szybki wolnego.To jest historia o legaltech. Ci, którzy nie podążają za zmianami, zostaną odsunięci na boczny tor, a mówiąc wprost – to  klienci sami ich odsuną. 

O tym wszystkim można porozmawiać z Panem podczas akcji Summer Legaltech Camp. 

Tak, te konsultacje mają odpowiadać na pytania i problemy, z którymi borykają się kancelarie, czy działy prawne. Nie ma konkretnego planu czy agendy takiej rozmowy. Chodzi o ustalenie problemu, omówienie go, zrozumienie potrzeby, która za tym problemem stoi i zaproponowanie rozwiązania, niekoniecznie związanego z ofertą naszej firmy. 

To konkretnie z jakimi na przykład problemami, czy pytaniami można przyjść na tę konsultację? 

Można pytać o wszelkie kwestie związane z bezpieczeństwem systemów, zagrożeniami cyfrowymi,  przetwarzaniem danych, szeroko rozumianym zabezpieczeniem serwerów. Drugi obszar problemów to systemy do zarządzania biznesem, bo kancelaria, jak każdy inny biznes, ma konkretne potrzeby i procesy, które przekładają się na efektywność działań.  Trzeci obszar to technologiczna ucieczka do przodu, dyskusja o tym, co jest możliwe, co będzie możliwe, jak można przygotować się do tego, że firmy konkurencyjne będą wykorzystywały technologie i od nas klienci także będą tego oczekiwać.

A jeśli ktoś konkretnie zapyta – ile na tym legaltech można zarobić?

Bardziej należy sobie zadać pytanie ile nie stracę – klientów,  czasu i pieniędzy ze względu na realne oszczędności jakie wynikają z porządkowania informacji czy rejestrowania czasu pracy. Legaltech nie przekłada się bezpośrednio na zarabianie pieniędzy, ale na cenną wiedzę o kancelarii, która to wiedza pozwala zarabiać. To chociażby poprzez analizę czasu pracy poświęcanego na dany projekt, na ocenę jej efektywności albo ustalenie, czy stawka godzinowa jest adekwatna. Obrazuje to przykład jednego z działów prawnych, z którym współpracujemy. Dzięki systemowi do zarządzania sprawami, ten dział jest w stanie obsłużyć większą liczbę pozwów bez zatrudniania dodatkowych ludzi. Dane zbierane za pomocą narzędzi legaltech pozwoliły także tej firmie na renegocjacje stawki godzinowej z zewnętrzną kancelarią.

Konsultację w ramach Summer Legaltech Camp są przede wszystkim dla tych, którzy dopiero myślą o wdrożeniu, czy również dla tych, którzy już korzystają z technologicznych narzędzi?

Nie ma żadnego ograniczenia. To są konsultacje dla całej branży.  Bez względu na to w jakiej sytuacji jesteś prawniku, jaka jest Twoja aktualna strategia, czy zakres narzędzi, z których korzystasz, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, zapraszam na nasze bezpłatne konsultacje

Liczba miejsc na konsultacjach jest limitowana. Zapisać można się na stronie Summer Legaltech Camp. Należy wybrać swoje miasto i zarezerwować odpowiedni termin. Prowadzący skontaktuje się w celu potwierdzenia terminu i ustalenia szczegółów rozmowy.

Artykuł powstał we współpracy z Advisor247 Legal