Strona główna Blog Strona 74

B2RLaw i Kondracki Celej w amerykańskim przejęciu krakowskiego CallPage

CallPage to firma ICT SaaS, działająca w oparciu o technologię blockchain. Została założona w 2015 roku przez Rossa Knapa, Andrew Tkachiva i Sergeya Butko. Sprzedaje rozwiązanie pozwalające na analizę zachowań klientów na stronie internetowej i umożliwiające nawiązanie bezpośredniego kontaktu między odwiedzającymi stronę internetową i przedstawicielami działu doradztwa klienta. W swojej historii otrzymała wsparcie od jednych z największych i najbardziej uznanych funduszy VC w Europie Środkowo-Wschodniej i krajach bałtyckich, takich jak bValue, Wise Guys Investment, Uno Capital, TDJ-Pitango Ventures, Innovation Nest i Market One Capital.

SaaS Labs to firma założona w 2016 roku przez Gaurava Sharmę, tworząca rozwiązania informatyczne dla zespołów sprzedaży, wsparcia i marketingu, a także centrów kontaktowych, w celu zwiększenia automatyzacji i wydajności pracy oraz obniżenia kosztów. Ta szybko rozwijająca się firma, działająca w Indiach, na Filipinach i w USA, posiada dwa główne produkty: Justcall i Helpwise. JustCall to system telefoniczny w chmurze, stworzony dla zespołów sprzedaży, wsparcia i raportowania. Umożliwia tworzenie call center dla zespołów sprzedaży i contact center dla zespołów wsparcia. Oprócz funkcji systemu telefonii biznesowej JustCall oferuje również szereg funkcji automatyzacji przepływu pracy związanych z SMS-ami i połączeniami telefonicznymi.

Przejęcie Callpage wzbogaca pakiet produktów SaaS Labs, która obsługuje obecnie 4 000 klientów w ponad 40 krajach, w tym takie firmy jak Walmart, Pipedrive, Dominos i Jaguar.

W ramach ostatniej rundy inwestycyjnej firma zebrała 42 miliony dolarów. Zainwestowały w nią Sequoia Capital, Base10 Partners i Eight Roads.

Zespół B2RLaw pod kierownictwem Partnera Aleksandry Polak, przy wsparciu Agnieszki Hajos-Iwańskiej (Partner) oraz Krystyny Jakubowskiej (Prawnik), doradzał SaaS Labs w zakresie prawno-podatkowych aspektów transakcji. W skład zespołu wchodzili również Anna Cichońska (Partner), Marcin Huczkowski (Partner), Piotr Leonarski (Starszy Prawnik), Tomasz Michalczyk (Prawnik) oraz Małgorzata Tomaka (Młodszy Prawnik).

Udziałowców CallPage reprezentowała kancelaria Kondracki Celej, które prace prowadzili Rafał Celej oraz Arkadiusz Klejnowski.

– Fantastycznie jest doradzać przy kolejnej transakcji, w której polskie technologie i/lub ekspertyzy technologiczne odniosły tak duży sukces, że wzbudziły zainteresowanie międzynarodowych graczy. Trend, który obserwujemy, ma tendencję wzrostową. Gratulujemy firmom SaaS Labs i Callpage transakcji i z niecierpliwością czekamy na możliwość monitorowania ich postępów w trakcie wspólnego podboju globalnego rynku usług dla klientów – komentuje Aleksandra Polak, partner B2RLaw.

Nowa partner w kancelarii SRDK

Katarzyna Makola-Kalejta posiada trzynastoletnie doświadczenie w doradztwie na rzecz podmiotów działających na rynku nieruchomości, w tym w zakresie komercjalizacji centrów handlowych oraz budynków biurowych, negocjacji umów najmu, sprzedaży nieruchomości, pośrednictwa w obrocie nieruchomościami, a także wyceny i zarządzania nieruchomościami. 

Specjalizuje się również w przygotowywaniu i negocjowaniu umów o roboty budowlane, umów o pracę oraz współpracę, umów z zakresu prawa autorskiego oraz prawa Internetu.

Katarzyna Makola-Kalejta reprezentuje także klientów w procesach sądowych w zakresie prawa cywilnego i prawa pracy, prawa gospodarczego, prawa karnego oraz prawa rodzinnego. Prowadziła sprawy przed sądami arbitrażowymi oraz reprezentowała klientów przed organami administracji oraz sądami administracyjnymi.

Nowa partner SRDK będzie kierować działem nieruchomości kancelarii.

Artykuł powstał we współpracy z kancelarią SRDK.

Wolf Theiss i Clifford Chance doradzały przy dużym kontrakcie na zieloną energię

Clifford Chance i Wolf Theiss doradzały przy jednej z największych na polskim rynku umów zakupu energii słonecznej. R.Power sprzeda szwajcarskiemu Axpo 300 MW wytworzonych na farmach fotowoltaicznych powstających w całej Polsce.

Prawnicy Clifford Chance pracowali przy tej transakcji dla firmy R.Power, która jest jednym z najszybciej rozwijających się dużych deweloperów energii słonecznej w Europie. Zespołem kancelarii kierował counsel Paweł Puacz, którego wspierali senior associate Marcin Markowski i junior associate Maja Kubit.

Firmie Axpo doradzał zespół Wolf Theiss, na którego czele stał counsel Konrad Kosicki.

Uruchamianie farm fotowoltaicznych, które mają dostarczy przewidzianą w umowie PPA moc, będzie następowało stopniowo i potrwa do połowy 2023 roku.

– Umowa podpisana pomiędzy Axpo i R.Power jest jedną z największych umów PPA zawartych na polskim rynku energii słonecznej i pokazuje, że Axpo utrzymuje rolę wiodącego partnera biznesowego dla sektora OZE w kraju. Będziemy kontynuować współpracę z Grupą R.Power przy innych projektach fotowoltaicznych, które przyspieszą polską transformację energetyczną – skomentował transakcję w komunikacie prasowym Paweł Wierzbicki, Head Origination i Członek Zarządu Axpo Polska.

Spierały się o nie Nokia, Daimler czy Tesla. Teraz Apple z Ericssonem. Standard essential patents to duże wyzwanie regulacyjne i biznesowe

0

Czym są standard essential patents, czyli tzw. patenty SEP?

To patenty niezbędne do wdrożenia norm, inaczej zwanych standardami. Są to wynalazki, których zastosowanie jest niezbędne, żeby wprowadzić na rynek produkty lub usługi, które są zgodne z normami. Dotyczy to wielu różnych urządzeń i norm. Ostatnio najwięcej problemów pojawia się w przypadku standardów urządzeń, które stosuje się w bezprzewodowych sieciach telekomunikacyjnych. Problematyka związana z egzekwowaniem i licencjonowaniem tych patentów niezbędnych do wdrożenia standardu zaczęła budzić kontrowersje już kilka lat temu. Miało to związek z wprowadzeniem na rynek smartfonów z 3G, 4G czy LTE, obecnie jest aktualna w związku z siecią 5G czy technologią Internetu rzeczy.

Widziałem informację, że na laptop czy telefon składa się co najmniej 250 SEP-ów. Chodzi o patenty na mikroinstalacje czy urządzenia, których zastosowanie jest niezbędne, by produkt spełniał określone normy dopuszczające na rynek? 

Nie tylko. Często samo zastosowanie norm w danym produkcie ma charakter dobrowolny, a  powszechność ich stosowania wynika z sukcesu rynkowego, który osiągnęły. Oczywiście mamy takie normy, których zastosowanie jest obowiązkowe, natomiast w przypadku np. produktów telekomunikacyjnych wdrożenie norm nie jest obligatoryjne, w tym sensie, iż ich zastosowanie nie jet narzucone przez przepisy prawa, ale trzeba je zastosować, by dany produkt spełniał określoną specyfikację. Chodzi o to, by urządzenia różnych producentów ze sobą współdziałały.

Dlaczego zatem ta dyskusja nabrała znaczenia, jak Pani powiedziała, przy okazji urządzeń mobilnych i sieci 3G czy 4G?

W związku z wprowadzeniem na rynek urządzeń opierających się na 3G czy 4G, nagle dotychczasowe rozwiązania technologiczne przestały mieć zastosowanie z uwagi na ich nieatrakcyjność w świetle nowych rozwiązań. Na rynek wprowadzony został np. iPhone, który odniósł bardzo duży sukces. Urządzenia różnych producentów, które trafiały do sprzedaży, musiały być ze sobą kompatybilne i odbierać sygnał tej sieci najnowszej generacji. Była ona oparta o rozwiązania chronione patentami, w związku z tym, aby z niej legalnie korzystać niezbędne stało się zawarcie odpowiednich umów licencyjnych. Stąd różni gracze rynkowi zaczęli egzekwować opłaty licencyjne i dążyć do tego, by były zawierane umowy na wykorzystywanie tych rozwiązań. Wtedy zaczęły się konflikty dotyczące opłat licencyjnych i tego, kto powinien je rozwiązać. Mamy do czynienia ze starciem dwóch grup interesów. Z jednej strony są to roszczenia podmiotów, które zainwestowały niemałe pieniądze w badania i rozwój technologii i opracowanie innowacyjnych wynalazków, które są przedmiotem patentów, mających zastosowanie w produktach zgodnych z normami. Z drugiej strony są producenci, którzy chcą wprowadzać na rynek nowe urządzenia, które będą zgodne z powszechnymi normami i którzy w wielu przypadkach są gotowi zawierać umowy licencyjne. Spory tutaj najczęściej dotyczą wysokości opłat należnych za korzystanie z opatentowanych wynalazków.

Nie ma specjalnych przepisów dla SEP-ów. Regulowane są przez przepisy dotyczące wszystkich patentów i zasady uczciwej konkurencji. Ich szczególny charakter nadają im właśnie te stosunki biznesowe. 

Tak, natomiast międzynarodowe organizacje normalizacyjne, w ramach których tworzone są normy, wprowadziły zasady, których obie strony, uczestniczące w procesach standaryzacyjnych powinny przestrzegać. To po to, by zapewnić jak najszersze rozpowszechnienie norm, poprzez skuteczne wdrażanie i licencjonowanie rozwiązań chronionych patentami. Jedną z takich zasad jest to, że podmioty uprawnione do patentów SEP zobowiązują się do udzielania licencji podmiotom zainteresowanym korzystaniem z opatentowanych wynalazków na potrzeby wprowadzania na rynek produktów czy usług zgodnych z normami, na uczciwych, rozsądnych i niedyskryminujących warunkach. To jest szczególna reguła. Poza tym nie istnieją jakieś szczególne zasady. Komisja Europejska planuje jednak wprowadzenie szczególnych ram prawnych dla patentów SEP, w tym aktów prawnych, które miałyby usprawnić m.in. proces licencjonowania  w przypadku patentów SEP. Unijne organy od dłuższego czasu przyglądają się zasadom licencjonowania i egzekwowania tych patentów. Osoby zaangażowane w prace Komisji Europejskiej mają świadomość, że niezakłócone licencjonowanie i unikanie sporów ma bezpośrednie przełożenie na rozwój europejskiej gospodarki cyfrowej, w tym jej wiodącą rolę w normalizacji światowej, a także niezakłócony rozwój sieci 5G i technologii Internetu Reczy. Od 2017 roku podjęto kilka działań w tym zakresie. Teraz toczą się prace nad inicjatywą ustawodawczą.

Pani również ma swój udział w tych pracach. 

W 2018  roku stworzona została przy Komisji Europejskiej grupa ekspertów ds. licencjonowania i wyceny patentów SEP. Mieli oni dostarczyć Komisji wiedzę praktyczną i teoretyczną wraz z ewentualnymi proponowanymi rozwiązaniami, co do tego, jak w sposób niezakłócony licencjonować, wyceniać i egzekwować te patenty, m.in. by zachować konkurencyjność europejskiej gospodarki i aby rozwój technologii Internetu Rzeczy z udziałem firm europejskich był płynny. Zostałam członkiem tej pierwotnie 15-osobowej grupy, byłam jedyną przedstawicielką z Europy Środkowo-Wschodniej. Myślę, że tutaj istotną rolę odegrało moje doświadczenie zawodowe i naukowe. Na co dzień zajmuje się takimi sprawami, a ponadto prowadziłam badania naukowe, skutkujące obroną doktoratu, który dotyczył standaryzacji nowych technologii w kontekście praw z patentów. To połączenie sprawiło, że przez dwa lata byłam członkinią grupy, która bardzo intensywnie pracowała nad analizą najbardziej aktualnych problemów związanych z patentami SEP w świetle rozwoju technologii. Raport podsumowujący te prace został  opublikowany w styczniu 2021 roku i zawiera kompleksowe podsumowanie tej problematyki, łącznie z ponad 70 rekomendacjami zmian i działań, które potencjalnie mogą usprawnić istniejące procesy. Raport był długo wyczekiwany i dobrze przyjęty przez rynek. Pracowali nad tym eksperci z całego świata, bo problemy w nim poruszane, są globalne. Świadczy o tym chociażby fakt, że nie tylko Komisja Europejska ogłosiła podjęcie działań mających na celu wprowadzenie nowych ram prawnych dla patentów SEP. W grudniu 2022 r. otwarte konsultacje w tym zakresie, które obecnie trwają, ogłosiły również rządy USA i Wielkie Brytanii.

Jak Pani ocenia proponowane rozwiązania?

Komisja Europejska na razie wskazała jedynie kierunki, na jakich będzie się skupiać. Wskazano m.in. na potrzebę większej transparentności w zakresie patentów SEP. To dlatego, że często nie jest jasne, czy dany patent jest faktycznie niezbędny do wdrożenia danej normy, w jakim zakresie, a nawet kto jest podmiotem uprawnionym do patentu. To jest między innymi jeden z aspektów, który ma na uwadze KE.

Rozumiem, że te regulacje zmierzają do tego, by powiedzieć właścicielom patentów, na jakich zasadach mogą je udostępniać i egzekwować? 

Problemem jest znalezienie właściwej równowagi między prawami wyłącznymi a chęcią wprowadzania rozwiązań znormalizowanych na rynek. Nie powiedziałabym, że idziemy tak daleko, by ingerować w prawo własności, dlatego że uprawnieni do tych patentów dobrowolnie zobowiązują się, że chcą brać udział w pracach organizacji normalizacyjnych i że chcą udostępniać swoje rozwiązania na uczciwych, rozsądnych i niedyskryminujących zasadach. Oni są zainteresowani rozpowszechnianiem tych patentów ze względu na kwestie ekonomiczne. Gwarantuje im to sukces rynkowy.

Pojawia się coraz więcej, także dużych i głośnych sporów dotyczących SEP-ów. 

Najwięcej sporów toczyło się ostatnio w branży motoryzacyjnej. Przykładowo Nokia jakiś czas temu pozwała szereg producentów komponentów części samochodowych, w tym m.in. Daimlera, w spory z tego zakresu była zaangażowana tez np. Tesla. Spory wiążą się z tym, na jakich zasadach powinny być udzielane licencje na patenty niezbędne do wdrożenia standardu. Chodzi o to, że w związku z coraz bardziej zaawansowanymi pracami i rozwojem autonomicznych samochodów, znajduje w nich zastosowanie coraz więcej patentów SEP. Bardzo często dotyczą one właśnie rozwiązań opartych na sieciach bezprzewodowych. Do tej pory ostateczny producent samochodów otrzymywał komponenty, co do których miał zapewnienie, że są one wolne od wszelkich praw własności intelektualnej, czy też, że odpowiednie licencje były zawarte. Teraz natomiast, w związku z zastosowaniem patentów SEP, są dążenia, by licencja była zawierana przez końcowego sprzedawcę, czyli producenta samochodów. Z tym się wiąże wiele problemów, ale clue tych sporów dotyczy tego, kto powinien uzyskiwać tę licencję. Spory mają bardzo burzliwy przebieg, ale w ostatnim czasie wiele spraw w sektorze motoryzacyjnym udało się rozwiązać ugodowo. Z drugiej strony, dosłownie w ostatnich dniach na nowo stało się bardzo głośno o sporach pomiędzy największymi graczami w branży telekomunikacyjnej. Zaledwie kilka dni temu Ericsson zainicjował przeciwko Apple szereg postępowań sądowych w różnych jurysdykcjach, w związku z brakiem dojścia tych podmiotów do porozumienia w sprawie warunków nowej umowy licencyjnej (poprzednia wygasła z upływem okresu jej obowiązywania) obejmującej szereg patentów SEP, mających zastosowanie w sieciach 3G, 4G i 5G. Ericsson w postępowaniu na terenie USA domaga się m.in. zakazu  importu produktów Apple wykorzystujących sieć 4G i 5G. Praktycznie w tym samym czasie Apple powołując się na własne patenty, również wystąpił z roszczeniami przeciwko Ericsson, domagając się z kolei zakazu importu w USA określonych produktów dotyczących infrastruktury mobilnej Ericsson. Już teraz wiadomo, że skala i liczba postępowań zainicjowanych tylko w styczniu 2022 roku pomiędzy tymi stronami jest bardzo duża.

Te spory toczą się w różnych jurysdykcjach i często te lokalizacje są precyzyjnie i z premedytacją wybierane. 

Tak, to kolejny z problemów, z którym Komisja Europejska będzie musiała się zmierzyć i który bezpośrednio dotyka firmy europejskie. Strony tych sporów szukają jurysdykcji, które będą im najbardziej przyjazne, wszczynając postępowania w tym samym czasie w kilku krajach i domagając się wydania przez sądy jednego Państwa (np. Chiny), zakazów egzekwowania orzeczeń innych sądów, dotyczących określonych patentów, co wzbudza bardzo wiele kontrowersji.

Można odnieść wrażenie, że w takim sporze producent, który ma stworzone urządzenie, często oferowane już na rynku i korzystające z patentów, co do których pojawiają się roszczenia, jest „zakładnikiem” właścicieli patentów SEP.  

Producenci powiedzą oczywiście, że największym ryzykiem jest to, że już po tym, jak produkt zostanie wypuszczony na rynek, któryś z sądów wyda postanowienie o udzieleniu zabezpieczenia i nagle zakaże produkcji określonych komponentów przez jakiś czas i taki producent poniesie niepowetowane straty. Uprawnieni z patentów odpowiedzą, że największym problemem są tacy producenci, którzy celowo przedłużają proces negocjacyjny, dążąc do maksymalnego obniżenia proponowanej opłaty licencyjnej. W tym samym czasie wprowadzają zaś produkty wykorzystujące opatentowane rozwiązanie na rynek, nie ponosząc w tym okresie żadnych opłat licencyjnych i tym samym blokują ich wycofanie za jakiś czas.

Bywa jednak też tak, że producent nie zdaje sobie sprawy, że nie ma pokrytych prawnie wszystkich SEP–ów. 

Często tak się zdarza i jest to związane z problemem pewnego braku transparentności, z którym się spotykamy i który potencjalnie ma być rozwiązany przez Komisję Europejską. Pojawiają się obawy, że podmioty wprowadzające na rynek produkty np. wykorzystujące technologię Internetu Rzeczy, w których będzie miało zastosowanie bardzo wiele patentów SEP, z biegiem czasu nie będą wiedziały, od kogo mogą uzyskać licencję i czy ona jest w ogóle potrzebna. Właśnie dlatego trwają prace dotyczące kwestii transparentności. Trzeba podkreślić, że sądy weryfikują, czy patenty są faktycznie niezbędne do wdrożenia danej normy, czy też nie. Powoływani są do tego eksperci.

Zanim jednak powstanie określona polityka, to dla producentów wygląda to nie najlepiej. Czy mogą się jakoś zabezpieczyć?

Myślę, że nie jest aż tak źle, jak to może brzmieć. Pewne zasady licencjonowania tych patentów zostały określone w jedynym jak dotąd wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (wyrok ws. Huawei C-170/13). Powiedział on wprost, że to uprawniony do patentu, czyli ten, który ma największą wiedzę na temat technicznych aspektów opatentowanych rozwiązań, powinien jako pierwszy wystąpić do takiego producenta ze stosowną informacją dotyczącą wykorzystywanych patentów i ofertą zawarcia umowy licencyjnej. Są też oferowane na rynku usługi badania określonego produktu pod kątem czystości patentowej. Producenci często zlecają rzecznikom patentowym przeprowadzenie takiej analizy.

Kiedy spodziewane są wspominane unijne regulacje patentów SEP? 

Inicjatywa ustawodawcza ma mieć swój finał ze strony Komisji Europejskiej pod koniec 2022 roku. 

Artykuł powstał we współpracy z kancelarią CMS.

O niemal miliard euro wzrosły kary za naruszenie RODO w Europie. Raport DLA Piper

Do takiego rekordowego wyniku przyczyniła się znacząco sprawa z Luksemburga. Organ wymierzył tam karę w wysokości… 746 mln euro. Dużą karę nałożył także organ w Irlandii – 225 mln euro. W obu sprawach toczą się obecnie postępowania odwoławcze. Trzecia najwyższa w historii kara za naruszenie przepisów RODO została nałożona we Francji i wyniosła 50 mln euro.

Polska zajmuje 13. miejsce pod względem łącznej wysokości kar nałożonych od chwili wejścia w życie przepisów RODO w 2018 roku. Wartość kar nałożonych w tym czasie przez Urząd Ochrony Danych Osobowych wyniosła prawie 2,2 mln euro. W regionie Europy Środkowo-Wschodniej wyższe łączne kary nałożył jedynie regulator w Bułgarii i wyniosły one 3,2 mln euro.

– W porównaniu z Luksemburgiem zajmującym pierwsze miejsce w zestawieniu, wartości kar w Polsce wydają się skromne. Należy jednak pamiętać, że polski regulator nadzoruje znacznie mniejsze podmioty niż regulatorzy w Luksemburgu czy Irlandii kontrolujący światowych gigantów, a wysokość kar jest m.in. uzależniona od obrotu – mówi Ewa Kurowska-Tober, partner DLA Piper w Warszawie i współkierująca Globalnym Zespołem Ochrony Danych Osobowych, Prywatności i Cyberbezpieczeństwa w międzynarodowych strukturach kancelarii.

Kara za złamanie przepisów o ochronie danych może wynieść nawet 4 proc. całkowitego rocznego obrotu firmy za poprzedni rok. 

Eksperci DLA Piper zwracają uwagę, że chociaż wzrost grzywien jest znaczący, to jeszcze większym wyzwaniem dla spółek, w szczególności z branży e-commerce oraz działających online, jest transfer danych osobowych do państw spoza terytorium Europejskiego Obszaru Gospodarczego, np. USA. Chodzi o wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w sprawie Data Protection Commissioner przeciwko Facebook Ireland Limited, Maximillian Schrems z lipca 2020 roku, znany jako „Schrems II”. 

Wyrok nakłada na organizacje eksportujące dane osobowe obowiązek kompleksowego mapowania transferów oraz szczegółowej oceny prawnego i praktycznego ryzyka przechwycenia ich przez organy publiczne w krajach, w których znajdują się importerzy danych. Schrems II nie tylko zwiększa ryzyko kar i roszczeń odszkodowawczych, ale również w przypadku konieczności zawieszanie transferu danych może wiązać się z zakłóceniem w świadczeniu usług i tym samym mieć konsekwencje dla ciągłości prowadzenia działalności gospodarczej, uważają eksperci DLA Piper.

– Wyrok w sprawie Schrems II skutecznie przeniósł problem i ciężar fundamentalnego konfliktu prawa – z polityków i ustawodawców na indywidualnych eksporterów i importerów danych. Spełnienie wymogów Schrems II jest wyzwaniem nawet dla najbardziej wyrafinowanych i dobrze wyposażonych organizacji i będzie poza zasięgiem możliwości wielu małych i średnich przedsiębiorstw. Tym, czego naprawdę potrzeba, jest rozwiązanie zasadniczego konfliktu przepisów prawa, a nie nakładanie na przedsiębiorstwa nierealistycznego obciążenia dotyczącego zgodności z przepisami i kolejnego utrudnienia dla handlu międzynarodowego w czasie wychodzenia z ogólnoświatowej pandemii – komentuje Ewa Kurowska-Tober.

Badanie DLA Piper objęło 27 państw członkowskich Unii Europejskiej oraz Wielką Brytanię, Norwegię, Islandię i Liechtenstein.

Raport DLA Piper GDPR Fines and Data Breach Survey dostępny jest tutaj.

Artykuł powstał we współpracy z kancelarią DLA Piper.

W planach globalna kancelaria dla start-up’ów. Na początek Warszawa i Kalifornia

0

Dlaczego zdecydowała się Pani na założenie własnej kancelarii? 

Dużo pracuję i pracowałam przez lata ze start-up’ami. To szczególne środowisko, które bardzo angażuje i jeśli już złapało się żyłkę przedsiębiorczości, to trudniej się odnaleźć w dużej organizacji. Tak właśnie było ze mną. Chciałam budować swój biznes na własnych zasadach, zbierać doświadczenia z tego płynące oraz rozwijać w tej niszy, w której pracuję. 

Na jakim etapie rozwoju jest Pani kancelaria? 

Zamknęliśmy już kilka transakcji i pracujemy nad kolejnymi. Naszymi klientami są amerykańskie startupy oraz fundusze venture capital z Polski i Doliny Krzemowej. Cieszymy się, że już na tym etapie możemy pracować z najciekawszymi startupami z regionu i przy dużych transakcjach. Obecnie zespół liczy 5 osób. Cały czas prowadzimy kolejne rekrutacje. W najbliższych dwóch miesiącach dołączy do nas kolejna osoba, i to będzie prawniczka spoza Polski. W Polsce brakuje takich kompetencji, których szukam. Muszę mieć współpracowników, którzy studiowali w Stanach Zjednoczonych i będą amerykańskimi prawnikami. Pozyskiwanie talentów jest dla mnie teraz ogromnym wyzwaniem. Czekamy także na odbiór biura. Jak się okazuje, ludzie potrzebują miejsca do pracy. Można działać elastycznie, ale zespół potrzebuje spotkań. Ja sama od początku wiedziałam, że chcę pracować w biurze, ale takie potrzeby wyszły też od moich współpracowników. 

Mówi Pani o biurze w Warszawie, ale mają być dwa biura? 

Tak, na razie czekamy na odbiór biura w Warszawie, ale będziemy mieć siedzibę także w San Francisco. Jestem adwokatem kalifornijskim. W trakcie studiów i pracy w Stanach Zjednoczonych zdobyłam tam sporo doświadczeń i kontaktów. Mam poczucie, że by pracować z klientami z niszy, o której myślę, muszę mieć międzynarodowy zespół i być obecna nie tylko w Polsce czy Europie, ale także w Stanach Zjednoczonych. 

A o jakiej dokładnie niszy Pani myśli? Jaki jest Pani przepis na sukces kancelarii?

Ja tego przepisu na sukces szukam nie tylko w niszy, ale w zasadzie niszy nisz. Postawiłam na bardzo wyspecjalizowany butik zajmujący się wąskim kawałkiem rynku, czyli startupami zbierającymi finansowanie w Stanach Zjednoczonych. Do takiego określenia charakteru kancelarii zainspirowały mnie nie tylko moje dotychczasowe doświadczenia, moja znajomość tego rynku, ale także książka The Passion Economy Adama Davidsona. Podkreślam, że to nie jest w ogóle książka prawnicza, tylko opracowanie popularnonaukowe, które świetnie przedstawia, jak budować biznes w niszy i jak dużą może mieć on wartość, jeśli dobrze znamy rynek, produkt i potrzeby klientów. Dynamiczny rozwój, jaki mamy za sobą, jest tego najlepszym przykładem. 

Dynamiczny rozwój – tego się Pani spodziewała od samego początku? 

Odchodząc z dużej międzynarodowej kancelarii, nie miałam pewności ilu klientów będzie zainteresowanych współpracą z butikiem, który tak naprawdę dopiero się tworzy – ludzie potrzebują pewnych kompetencji, ale czasami potrzebują też znanego brand’u. Nie odchodziłam z portfolio klientów. Nie wiedziałam, jak to się ułoży. Natomiast oczywiście znałam ludzi w branży i postanowiłam zaryzykować i zobaczyć, co z mojego kapitału zbudowanego przez lata w dużej kancelarii zostanie. 

Dla części klientów ważniejsza niż brand okazała się współpraca z Panią? 

Nie chciałabym tego określać w ten sposób, że chodziło tylko o mnie. Bardziej o szczególne kompetencje, które każdy może wykształcić, ale których jeszcze brakuje na rynku. 

Wracając do budowania Pani kancelarii i wspomnianego przepisu na sukces, dlaczego tej niszy, o której Pani mówiła, nie da się budować bez obecności w Stanach Zjednoczonych? 

To wynika z moich dotychczasowych doświadczeń i wieloletnich obserwacji rynku w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Świat inwestycji idzie w stronę spółek prywatnych. To tu są największe zwroty i tu się ucieka przed inflacją. Boom na takie inwestycje jest ogromny. Świat skręca w stronę takich spółek i to są spółki międzynarodowe często właśnie z elementem amerykańskim. USA mają najbogatszą historię inwestycji venture capital. Pracują tam prawnicy, którzy mają 20, 30 lat doświadczenia w takich projektach. W Polsce to dopiero ostatnie kilka lat. W Stanach jest najwięcej vc money oraz najwięcej doświadczeń w inwestowaniu w start-up’y i to się stamtąd rozprzestrzenia na Europę i inne części świata. Poza tym amerykańscy inwestorzy lubią inwestować w struktury, które znają, czyli amerykańskie spółki o określonej strukturze. W związku z tym realizują inwestycje w Europie przez takie spółki i niejako zmuszają startupy do założenia spółki w Stanach. To potem ułatwia startupom zebranie kolejnych, dużych rund. Takie firmy muszą tkwić więc w dwóch światach, dlatego też i my musimy tam być. 

To może w takim razie bardziej opłaca się być tylko w Stanach Zjednoczonych? Po co obecność w Warszawie?  

Po pierwsze to mój dom, mam tu rodzinę, znajomych, ciężko mi się wykorzenić. To mało biznesowa odpowiedź, ale bardzo prawdziwa. A już biznesowo – to jest jednak rynek, który znam najlepiej, mimo że mamy już klientów, którzy z Polską nie mają nic wspólnego. Dodatkowo są i będą duże spółki start-up’owe, które pewną część działalności będą prowadzić także w Polsce i Europie. Poza tym dzięki temu możemy korzystać z doświadczenia po dwóch stronach oceanu, w kilku jurysdykcjach i to jest wartość dodana. 

Jak zakłada się kancelarię w USA z Polski? Jak przeprowadzić prawniczą ekspansję za ocean? 

To jest bardzo trudne. Trzeba mieć oczywiście uprawnienia amerykańskie. Ja mam uprawnienia adwokackie w Stanach oraz jestem radcą prawnym w Polsce, więc mogę to zrobić. Działamy w branży regulowanej, trzeba więc dokładnie prześledzić odpowiednie przepisy. Zrobiłam duży research. Kolejną kwestią jest ubezpieczenie, czy znajdziemy kogoś, kto ubezpieczy naszą działalność w dwóch częściach świata. Konieczne było też ustalenie jak w takim przypadku działa attorney-client privilege, czyli kwestie poufności i tajemnicy zawodowej, mając na uwadze prowadzenie spraw w dwóch jurysdykcjach. 

Jak Pani przyznała, rynek VC w USA jest bardzo rozwinięty, Co za tym idzie, rozwinięty jest także rynek profesjonalnego doradztwa dla tych firm. Gdzie Pani widzi swoje przewagi, które powodują, że myśli Pani: co z tego, że oni praktykują od 20 lat, ja też tam wejdę? 

Gdy studiowałam na Stanfordzie, pozbyłam się wielu kompleksów. To mi bardzo pomogło w życiu. Nie myślę o sobie, że jestem dziewczyną z Polski, która na co dzień mieszka na Pradze w Warszawie i chce robić międzynarodowy biznes, tylko jestem wysokiej klasy specjalistą. Poza tym pracowałam w Stanach jako prawnik, pracowałam też na wielu transakcjach z najlepszymi kancelariami z Doliny Krzemowej i widziałam, że moja praca nie jest gorsza, a często jest nawet lepsza, więc jeśli chodzi o poziom wiedzy i kompetencji, to jestem w stanie konkurować. Poza tym to łączenie wielu jurysdykcji, to jest moja mocna strona. Wielu prawnikom tego brakuje. Są świetnymi specjalistami, ale patrzą z perspektywy tylko swojej jurysdykcji. Pracując niegdyś w start-up’ie, który działał w Stanach Zjednoczonych i Izraelu, oraz dla klientów działających w Polsce i Stanach Zjednoczonych, nabrałam w tym doświadczenia. By obsługiwać klientów działający w różnych krajach, a nie są wielkimi korporacjami, które mają duże zasoby i dostęp wiedzy, trzeba mieć odpowiednią perspektywę i spojrzenie. Poza tym znaczenie ma także czynnik logistyczny. Wiele z tych firm bazuje w Europie, jest im wygodniej spotkać się z kimś w Warszawie niż w USA. Dodatkowo ten duży amerykański rynek venture capital jest na tyle chłonny, że jest tam miejsce także dla mojej kancelarii. 

Wyjeżdżając na Stanford już planowała Pani założenie takiej kancelarii? 

Tak, napisałam to w swoim personal statement, gdy składałam aplikację na Stanford. To było moje marzenie. Chciałam też zawsze pracować międzynarodowo. Doświadczenie common law i prawa amerykańskiego to było coś, czego mi wówczas brakowało. 

To idąc za tym marzeniem o swojej kancelarii, jaką firmą prawniczą docelowo ma być Kudrycka Law? 

To ma być wyspecjalizowany międzynarodowy butik działający dla start-up’ów i funduszy venture capital. To czy będziemy w Warszawie, czy w Kalifornii, czy będzie to duże, czy małe biuro, to będzie zależało od naszych klientów. Ja podążam za nimi. Nie jesteśmy ograniczeni geograficznie. Nasze kompetencje możemy sprzedawać i w Berlinie i w Sztokholmie. Na tym rynku nie ma ograniczeń. I myślę, że w przyszłości będziemy mieć więcej biur w Europie, nie tylko w Warszawie. I nie mówię o wirtualnych biurach. Praca zdalna w mojej branży jest trudna. Ludzi z odpowiednimi kompetencjami jest mało, a wyszkolenie zespołu ludzi i pokazanie im, jak obsługiwać spółki, którym zamierzamy doradzać, wymaga działania razem, wspólnie w jednym miejscu.